Bertolt Brecht: "Żywot Galileusza"

1938

Świetny dramat, który czyta się trochę bardziej jak powieść niż jak dramat. Zadziwiło mnie, jak dzieło Brechta działa na wyobraźnię, mimo że poza didaskaliami czytamy tylko wypowiedzi bohaterów – miałem wrażenie, że wsiąkam w Italię XVII wieku. Nie to jest jednak największą zaletą „Życia Galileusza”, a podane w bardzo smacznej, klasowej i przystępnej zarazem formie refleksje na temat nieustępliwości i kompromisów w walce o zwycięstwo prawdy, na temat kondycji człowieka nauki, na temat odpowiedzialności nauki, na temat walki rozumu ze ślepą wiarą. Galileusz Brechta to człowiek z krwi i kości – geniusz, który jednak uwielbiał dobrze zjeść i wahał się między cielesnością a ideami. Znakomite jest niejednoznaczne zakończenie – gdy już jesteśmy skłonni uwierzyć, że genialny naukowiec uknuł misterny plan dla ocalenia nauki, okazuje się, że być może zrobił to tylko mimochodem, kierując się przede wszystkim ucieczką przed bólem cielesnym. W czymś, co przez większość czasu wydawało się niezwykle zgrabnym przełożeniem życiorysu Galileusza na dramat o walce nauki z religią, ostatecznie powiewa hasło „najpierw żarcie, potem moralność” z „Opery za trzy grosze”.


7.5/10

Komentarze