Benoît Poelvoorde, André Bonzel & Rémy Belvaux: "Człowiek pogryzł psa"

1992

Samo zdecydowanie się na pokazanie w swoim filmie bezwzględnej przemocy to naprawdę jeszcze nie jest osiągnięcie - jest nim dopiero interesująca w jakiś sposób realizacja tego zamierzenia, kontekst, cokolwiek. Moim zdaniem trzech belgijskich twórców i, dajmy na to, Haneke czy Kubricka dzieli w tym aspekcie prawdziwa przepaść, więc tutaj nie przyłączę się do peanów sporej części recenzentów. Wygląda to tak, jakby reżyserowie zdecydowali się pokazać przemoc i po prostu to zrobili, tylko tyle. To może humor, zwłaszcza że obraz ten wydaje mi się dużo bardziej komedią niż dramatem lub czymś pokrewnym? Też nie - i nie dlatego, by był dla mnie zbyt czarny, po prostu jest jak na mój gust (poza bardzo nielicznymi momentami, w których z dużą pomocą ekspresji Poelvoorde'a urodziło się coś faktycznie zabawnego) trochę prostacki, powtarzalny, bardzo schematyczny, wprost sztywny. Jest jeszcze oryginalna warstwa wizualna i w ogóle techniczna i to już jest jakiś plus, bo film wyróżnia się swoją brzydotą w nawet interesujący sposób. Drugi to udana gra Poelvoorde'a. Ale to bardzo mało. Film jest po prostu niemiłosiernie nudny i blisko mu do zjawiska awangardy dla samej awangardy.


3.5/10

Komentarze