Belhaven: St. Andrews Ale

Scottish Export / 4,6% / recenzja z 02.02.2015

Wreszcie. Rodzina szkockich ale była największym pozostającym nieobecnym na blogu. Mimo że to już degustacja nr 419, przez cały ten czas nie udało mi się trafić na żadne tradycyjne szkockie ale - light, heavy, export czy wee heavy. Mam pod ogólnym hasłem "szkockie ale" kilka piw, ale wszystkie to ekstremalnie luźne interpretacje BrewDoga. Tym razem w końcu udało mi się dorwać piwo z browaru Belhaven, na które od dawna polowałem. "Scottish Ale" z tej stajni było bowiem jednym z moich kilku pierwszych nieeurolagerów w życiu i (jak do wszystkich takowych) mam do niego spory sentyment, dokładnie pamiętam, jak je kupowałem, piłem i tak dalej. Nie udało się go zdobyć, ale jest inne, podobnie wyglądające St. Andrews Ale, które w dotychczasowej klasyfikacji BJCP było nawet jednym z komercyjnych przykładów stylu scottish export (do nowej już jednak nie trafiło).

Opakowanie 
Przezroczysta butelka o doprawdy urzekającym, niespotykanym kształcie, która na długo zapadła mi w pamięć. Do dziś mam słabość do bursztynowych piw w przezroczystym szkle. Z opisu na bardzo stylowej etykiecie dowiemy się, że nazwa piwa nawiązuje do patrona Szkocji oraz miasta znanego jako "the Home of Golf". Szkoda tylko gołego kapsla.
8,5/10
  
Barwa 
Przepiękna - mieni się wszystkimi odcieniami bursztynu, jest przy tym krystalicznie przejrzyste, a do perfekcji doprowadza je ładnie ulatujący gaz. 
5/5 

Piana 
Obfita, oblepia szkło i bardzo długo się utrzymuje na całej powierzchni - mogłaby być może trochę gęstsza, ale i tak świetna. 
4/5 

Zapach 
Świetne zestawienie wyrazistej słodowości, nieco ziemistej, nieco przypalanej, z rozsądną dawką konserwatywnego, ziołowego chmielu; w tle wyraźne estry owocowe oraz równie wyraźne nuty popiołowe i tytoniowe - zapach wbrew pozorom wcale nie prosty, a złożony i bardzo przyjemny - jedynym mankamentem jest minimalny kwasek. 
8/10 

Smak 
Pierwsze chwile po wzięciu pierwszego łyka zapowiadają, że w smaku będzie podobnie, niestety zaraz po przełknięciu trzeba zmierzyć się z dość natarczywym atakiem metaliczności, co odbiera mu dużo uroku, a gdyby odjąć ten metal, to jest naprawdę świetne - słód dostarcza akcentów wręcz drzewnych, poza tym podobnie jak w zapachu mamy lekką ziemistość, leciutkie przypalenie, estry owocowe i popiół, do tego złagodzenie ogólnej wytrawności subtelnymi dawkami karmelu - byłoby to wspaniałe doprawdy piwo, ale ewidentny metal, który trochę co prawda ustępuje z czasem, strasznie burzy finisz - dopiero na bardzo zaawansowanym jego stadium odpuszcza i można cieszyć się przyjemną, prostą chmielowością; mimo wszystko i tak dostarcza dużo przyjemności, ale niedosyt jest ogromny. 
7/10 

Tekstura 
Trochę za nisko wysycone.
3,5/5

Taka szkoda - to naprawdę mogło być piwo znakomite, ale nie da się przejść obojętnie nad takim poziomem gwoździa. Jest tylko dobre. Zainspirowało mnie jednak do poszukania innych szkockich ale, ten skandalicznie niepopularny w dobie piwnej rewolucji styl wydaje się mieć dla mnie zaskakująco spory potencjał.


6.5/10

Komentarze