Béla Bartók: II kwartet smyczkowy
To chyba najsłabszy kwartet z sześciu, ale i tak świetna muzyka. Jest stosunkowo powściągnięty jak na strasznie ekspresyjny charakter pozostałych i stosunkowo przejrzysty, choć zdarzają się w nim bardzo zawiłe fragmenty. Prezentuje kilka zupełnie różnych i trudnych do jednoznacznego określenia nastrojów, prowadzi przez dziwną krainę i często posługuje się tajemnicą - są tu jakieś odmiany radości, smutku, nostalgii czy porywczości, ale wszystkie odległe od klasycznego ich pojmowania. Formalnie ciężko ustalić jakiś wspólny mianownik dla tego kwartetu - sposoby zarządzania fakturą, rytmem, dynamiką czy harmonią ciągle się zmieniają. Można ewentualnie powiedzieć, że wszędzie czają się rewelacyjne melodie, przy czym prawie żadna z nich nie jest zdatna do zanucenia.
Pierwsza część jest zmienna i posiada bardzo niejednoznaczny nastrój, balansuje pomiędzy pogodnym, łagodnym ekspresjonizmem a tajemniczym impresjonizmem; budują go zwłaszcza co rusz wplatane mini-klimaksy, powstałe przy wykorzystaniu crescend i wspinaniu się po pięciolinii oraz kilkukrotnego powtarzania krótkich fraz pod rząd i wymieniania się frazami przez instrumenty - czasem wszystkiego jednocześnie. Poza tym bardzo ciekawa melodyka i faktura, taniec u granic tonalności i dość poruszający chwilowy powrót do niej na całego pod koniec.
Druga, narowista, porywcza część to wgniatająca w fotel rytmika, dająca wrażenie jazdy konno, kontrasty dynamiczne, gwałtowność, wrażenie nieskończonej ciągłości melodycznej i zgrabne przełamanie tego przerwą na fragment impresjonistycznego spokoju, w którym jest dużo przestrzeni, abrupcji, pizzicato.
Trzecia część jest najspokojniejsza, z rozbitym rytmem, zawieszona w ciszy, oddalająca się coraz mocniej od konkretu i dążącą w stronę enigmy, stoi w kontraście do drugiej - najmniej udana, ale zgrabnie mglista i nokturnalna.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz