Barry Jenkins: "Moonlight"
Raczej standardowy, można nawet powiedzieć banalny dramat osoby homoseksualnej i w ogóle osoby wrażliwej, odtrąconej przez społeczeństwo, niespełnionej emocjonalnie, w rezultacie niejako nie mogącej być sobą i w dużej mierze ze zmarnowanym życiem. Niegłupi, ale naprawdę trochę oczywisty i zdatny do ujęcia w kilku zdaniach. Twórcy nie robią wiele, żeby tę oczywistość osłodzić - kinematografia jest banalna już do cna, fabuła koszmarnie nijaka. Jedynym powodem, dla którego nie wystawiam temu filmowi oceny zdecydowanie negatywnej, jest to, że w swojej niespieszności zdołał na sam koniec stworzyć fragment bardzo klimatyczny, będący połączeniem bezpretensjonalnej, powolnej narracji i nocnej scenerii. Źle się tego nie ogląda, ale generalnie to jeszcze jedno potwierdzenie na bezwartościowość Oscarów.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz