Art Tatum & Ben Webster: "The Art Tatum - Ben Webster Quartet"
Mariaż specyficzny, nieoczywisty, ale bardzo szczęśliwy. Tatum i Webster nie wydają się postaciami z jednej bajki i nawet ten album pokazuje, że wcale nimi nie są, ale czasem łącząc dwie bajki można stworzyć coś bardzo ciekawego, może nawet ciekawszego od tych bajek z osobna. Delikatna, niespieszna, nastawiona na głębokie chropowate brzmienie i powolne frazowanie gra Webstera została tu skontrastowana z neurotyczną, gęstą od nut, nieskończenie ornamentacyjną grą Tatuma i obu panom wyszło to na dobre. Dzięki pianiście balladowanie Webstera nie jest tak łagodne, bezpieczne i spokojne jak byłoby przy pianiście-zapychaczu - nie rozpływa się w swoim swingowym sosiku, nie nuży. Dzięki saksofoniście z kolei Tatum przenosi się do świata uczuć i atmosfery ze świata często suchej i pozbawionej głębszego celu wirtuozerii. Ostatecznie takie połączenie z listy wyglądającej na jeszcze jeden zbiór pop-swingowych standardów czyni album żarliwy, wirtuozerski, klimatyczny i niebywale relaksujący jednocześnie, nawet jeśli wciąż dość bezpieczny i daleki od awangardy.
Siłą albumu jest równy poziom, jakichś wielkich momentów raczej mu brakuje, acz jest coś naprawdę świetnego: słodko-gorzka ballada All the Things You Are, w którą Webster wkłada maksimum uczucia, upodabniając brzmienie swojego instrumentu do kojącego ludzkiego zachrypniętego głosu, przy okazji frazując z wielkim wyczuciem.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz