Arnold Schoenberg: Verklärte Nacht [wersja na sekstet smyczkowy]
Widzę ten utwór jako piękny kres długiej podróży muzyki romantycznej, w każdym razie jeden z kresów. Przepotężnych, głębokich, buchających emocji "Przemienionej Nocy" pozazdrościłby prawie każdy kompozytor tej epoki.
Choć utwór jest grany bez przerwy, a jeśli już się go dzieli, to na pięć części, mi łatwo go przepołowić na dwie niemal równe. W pierwszej jest czarny, tragiczny, rozpaczliwy, skrajnie posępny, pełen niepewności, lęku, dramatyczny - w drugiej nadciąga nadzieja, ciepło, mądrość, nie bójmy się powiedzieć - miłość, które nie bez walki zwyciężają mrok i rozświetlają noc. W jednej i drugiej szczere, żywe emocje i liryzm sięgają momentami doprawdy szczytów gęstości i natężenia, zdają się rozrywać utwór. A ten moment przełamania, przejścia rozpaczy w szczęśliwe ukojenie, to już dla mnie jeden z najpiękniejszych momentów w historii muzyki. Schoenberg potrafi za pomocą sześciu instrumentów wytworzyć niezwykle intensywne brzmienie, rozedrganą emocjonalnie plątaninę ścieżek - a jednocześnie wciąż jest to tylko sześć instrumentów, więc zachowana zostaje pewna intymność, kameralność. Agresywny chromatyzm przybiera zaś to wszystko w szaty delikatnie metafizyczne i całość jawi się jako cud, którego doświadczyliśmy w środku tej odrealnionej, a jednak zdającej się dotykać esencji życia nocy.
Jak na 25-letniego kompozytora jest to zwyczajnie przesłanka, że mamy do czynienia z geniuszem, co zresztą potwierdził niezmazywalnie Schoenberg dojrzały. Przepiękny hołd dla romantyzmu, złożony przez człowieka, który parę lat później romantyzm pogrzebał.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz