Anton Bruckner: I msza
Z punktu widzenia funkcji użytkowej muzyki sakralnej można kompozycji Brucknera sporo zarzucić, a wszystkie te zarzuty najłatwiej streścić zdaniem, że Wagner w kościele to średnio wyważony pomysł. Nie ma tu mowy o religijnej czy jakiejkolwiek innej transcendencji nawet przez minutę - to zbyt pompatyczna, epicka, tęga i ciężka muzyka na świątynie - pasuje raczej na pola bitew i koronacje królewskie. Odrywając ją jednak od jej przeznaczenia, to bardzo przyjemna, masywna muzyka chóralna z wieloma momentami tłustej epickości, dramatyzmu i lekko barokowego z ducha gigantyzmu. Chwile największej pompy, które najbardziej niszczą sakralny wymiar dzieła, są jednocześnie największą zaletą tej muzyki - szczególnie warto zwrócić uwagę na ekstatycznie radosne otwarcie Gloria czy niezwykle dramatyczną, epicką drugą połowę Credo. Piękno jest tu możliwe dzięki rozmachowi chóralnemu Brucknera przy jednoczesnym zachowaniu porządku i momentami świetnego kontrapunktu z masywnym smyczkowym akompaniamentem; dzięki ciekawej i inteligentnej chromatyce, nie tak bogatej jak u Wagnera, ale potrafiącej błyskotliwie przełamać ciężar kompozycji; w końcu dzięki wyrazistym, grubym progresjom harmonicznym, które windują niekiedy epickość pod sufit. Nie można tej muzyce odmówić pewnych ograniczeń, nie mogę odwrócić wzroku od tego, że jej przyjemny ciężar czasami przeradza się w nużącą ociężąłość, mimo wszystko jednak warto jej spróbować.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz