Anthony Davis: "Lady of the Mirrors"
Niedoceniane dzieło, jeden z dosłownie kilku najlepszych albumów na jazzowy fortepian solo i ścisła czołówka lat 80. (w każdej kategorii). Anthony Davis inspiracje wybrał sobie wyśmienicie. Pobrzmiewa tu emocjonalność Keitha Jarretta (tyle że pogłębiona), kaskadowa technika Cecila Taylora i... impresjonizm Debussy’ego ze szczególnym uwzględnieniem częstego ostinato, rytmicznej nieprzejrzystości i miejsca na ciszę. To trzy najbardziej oczywiste, które słyszę, a jest ich więcej – nie słyszę, bo nie znam (choć domyślam się, gdzie się znajdują), chociażby obecnych tu wpływów muzyki indonezyjskiej. Jarrett i Taylor – pięknie trafione nazwiska, bo dwaj najwięksi jazzowi pianiści solowi. Czy raczej dwaj z trzech – Davis do nich dołącza po tym albumie. Choć inspiracje wyraźne, to efekt zupełnie świeży i oryginalny. Muzyka Davisa jest bardzo zagadkowa, mocno nastawiona na atmosferę, ale imponująca technicznie i przekonująca emocjonalnie.
Beyond Reason to niewiarygodnie klimatyczna, głęboko spirytualna medytacja, która przechodzi z biegiem czasu w intensywny strumień emocji, by na końcu wyciszyć się ponownie. Davis za pomocą prostego, obsesyjnego, transowego ostinato/arpeggio lewej ręki i powtarzającego się pod zmienionymi melodycznie, harmonicznie i rytmicznie postaciami tematu prawej ręki czyni cuda. Utwór tętni cichym pięknem, tajemnicą i głębokimi uczuciami. W enigmatycznym kawałku tytułowym dochodzi pierwiastek agresji, minimalistyczna tajemnica miesza się z wirtuozerskimi kaskadami dźwięków – utwór mniej spójny niż poprzedni, ale również obdarzony bardzo intensywną atmosferą. Five Moods From an English Garden to podróż poprzez chyba więcej niż tylko pięć nastrojów, zmienność uzyskana zmiennością technik, z czego najpotężniejszą jest technika fraz powtarzanych pod nieco odmienioną, genialnie subtelnie odmienioną postacią. Przy całej wirtuozerii formalnej – ciężko się na niej skupić ze względu na intensywność, enigmatyczność i różnorodność emocji Davisa. Under the Double Moon działa podobnie jeśli chodzi o atmosferę i emocje, ale ma bardziej uporządkowaną kompozycję i nieco inną. Bardziej nawet niż fascynujące harmonie i atonalne, szaleńcze melodie rządzi nią rytm, zmienny, przerywany, obsesyjny jak coraz bardziej obsesyjne ostinata. Man on a Turqoise Cloud to najprostszy, najbardziej zrozumiały emocjonalnie i najmniej interesujący utwór na albumie, ale też bardzo ładny. Sięga do starszego i czystszego jazzu niż poprzednie, opiera się w całości na pogodnej, subtelnej sekwencji akordów.
Z takim albumem u progu nowej dekady miłośnicy jazzu mieli prawo zacierać ręce w oczekiwaniu na nowe. Niestety – lata 80. były tym dziesięcioleciem, kiedy jazz bardzo mocno się już wyciszył, a Lady of the Mirrors pozostaje jednym z czołowych jazzowych osiągnięć post-seventies.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz