Anderson Valley: Fall Hornin'
Jest całkiem sporo stylów piwa tak w Polsce rzadkich, że gdy tylko widzę jakiegoś nowego reprezentanta na sklepowej półce, kupuję niemal bez zastanowienia. Jednym z nich jest bez wątpienia pumpkin ale, którego jak dotąd miałem okazję spróbować dwie sztuki, sztandarowe w Polsce Dyniamit z Pinty (wspaniałe piwo) i Naked Mummy z AleBrowaru (dużo mniej wspaniałe, ale nie mniej ciekawe). Niedawno trafiłem jednak na nową pozycję ze znanego mi już browaru z USA, Anderson Valley. Dwa z trzech ich piw, które piłem, były jednymi z kilku pierwszych moich zetknięć z piwowarstwem rzemieślniczym, mam więc do nich konkretną dozę sentymentu, mimo że ocen nie wystawiłem jakichś nieziemskich. Dziś dostaną swoją czwartą próbę, a ja zobaczę, jak prezentuje się dyniowe ale ze swojego ojczystego kraju w porównaniu z polskimi interpretacjami.
Opakowanie
Bardzo udana, klimatyczna, halloweenowa etykieta, klasyczny motyw na etykietach AV w błyskotliwy sposób przerobiony na mroczny. Kapsel nie zmienił się przez ponad rok rozłąki.
9/10
Barwa
Zaskakująco ciemna, ale piękna barwa - klarowny, jasny do głębokiego brąz, elegancki, świetlisty - prezentuje się dość tajemniczo, ale bardzo korzystnie.
4,5/5
Piana
O dobrej obfitości, dobrej gęstości i trwałości - bez wad, ale też nienadzwyczajna, no, może oblepianie szkła aspiruje do miana wybitnego.
4/5
Zapach
Intensywny, bardzo ładny aromat, przywodzący na myśl piernik, gałkę muszkatołową, szczyptę imbiru - wyraźnie czułem też aromat dyniowy, choć raczej w tle i raczej na początku, później trochę się ulotnił; pałętają się też już zupełnie nieśmiało bardziej typowe dla piwa, słodowo-chmielowe akcenty - świetny, złożony aromat.
8,5/10
W smaku dużo bardziej ale'owe, a mniej ciastowe, ale w ustach w dalszym ciągu prym wiedzie piernik posypany imbirem, korzenność, na finiszu natomiast małe zaskoczenie - dotychczasowa słodycz zostaje dość zdecydowanie przełamana solidną dawką goryczki - to dobry ruch, który nie pozwala piwu na mdłość, może minimalnie bym ją obniżył - bardzo smaczne.
8/10
Tekstura
Trochę za wysokie wysycenie.
3,5/5
Pokrzepiająca wiadomość - zeszłoroczny rodzimy Dyniamit był piwem dużo, dużo lepszym niż to. Po raz kolejny potwierdza się więc teza, że nie mamy się czego wstydzić przed wielkim światem... no, a dokładniej to jednak przede wszystkim Pinta nie ma. W ogóle tutaj Amerykanie łagodniej podeszli do tematu, to piwo jest zdecydowanie mniej pumpkin, a bardziej ale niż Dyniamit i NM. Niektórym to bez wątpienia będzie bardzo odpowiadać, ja tam nie mam nic przeciwko konkretnemu dowaleniu przypraw do piwa w stylu wybitnie przyprawowym. Bardzo dobre, bardzo gładkie, przyjemne i spokojne mimo sporej goryczki piwo. Przyznam, że mam w sobie dość dużą dawkę entuzjazmu do tego branego trochę z przymrużeniem oka (przynajmniej w Polsce) stylu i postaram się zapolować na inne okazy.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz