Amon Düül II: "Yeti"
Jedno z najwcześniejszych, a zarazem najlepszych i najbardziej esencjonalnych dzieł krautrocka wszech czasów. Twór zlepiony z materiałów o przenajrozmaitszym pochodzeniu - trochę hard rocka, trochę klasycznego proga, trochę rockowej awangardy z końca lat sześćdziesiątych, trochę jazzowej ciągoty do długich, improwizacyjnych jamów, sporo rocka psychodelicznego, szczypta folku i egzotyki.
Najlepsze co na albumie dostajemy na samym początku - składająca się z czterech pomniejszych części suita Soap Shop Rock to bardzo gęsta brzmieniowo, zróżnicowana muzyka pełna wielu świetnych indywidualnych partii instrumentalnych (gitara przebijająca chmury, psychodeliczne skrzypce, perkusja kręcąca się w paranoicznym tańcu, bas nadający temu całkiem sporą chwytliwość), a jednocześnie z mocną atmosferą pełną pasji i psychodelii. Drugi najlepszy utwór to imponująca, 18-minutowa tytułowa improwizacja, z kosmiczno-psychodelicznym brzmieniem, niesamowitą intensywnością, wspaniałymi improwizacjami szczególnie gitar; można w nią wsiąknąć i zatracić poczucie czasu. Świetny jest jeszcze Eye-Shaking King z bardzo zróżnicowanym, ale zawsze masywnym i intensywnym brzmieniem, dość intensywny również emocjonalnie, mocno kuszony przez improwizację.
A reszta jest dobra lub bardzo dobra, ale blednie przy tamtej trójce. Spokojne i wręcz błogie She Came Through the Chimney wyróżnia ciekawe brzmienie dzięki bongosom i mocnemu, improwizacyjnemu użyciu skrzypiec. Archangels Thunderbird to jeden z nielicznych utworów, których trochę mocniej przypomina zwyczajną rockową piosenkę, przy czym oczywiście nie tak do końca, psychodeliczno-krautowe dźwięki i tak się tu znajdą. Cerberus to najpierw zabarwione nieco folkiem akustyczne granie nastawione na gitary, tamburyn i bongosy, które mimo swojej akustyczności nie traci specjalnie na intensywności brzmienia; pod koniec przechodzi z powrotem w rockowe instrumentarium. The Return of Ruebezahl jest taką miniaturową próbką krautowego brzmienia, trochę zbyt miniaturową. Pale Gallery działa na podobnych zasadach. Dwie końcowe improwizacje nie dorównują tej najdłuższej - Yeti Talks to Yogi to takie wyciszenie Yetiego (za pomocą noise'u), Sandoz in the Rain to z kolei powrót do akustyczno-folkowych brzmień Cerberusa, tu może trochę ciekawszych dzięki istotnemu dodatkowi fletu i skrzypiec.
Mam dwa problemy z tym albumem. Po pierwsze album jest rozlazły, mamy trzy świetne utwory, które trwają łącznie tak długo, że wystarczyłyby na cały album, a reszta to w sumie taki plankton. Plankton bardzo dobrej jakości, ale tworzy luki w intensywności albumu, robi z niego trochę bałagan i niepotrzebnie przeciąga. Po drugie muzyka jest trochę zbyt nieokrzesana w porównaniu z największymi krautrocka, brakuje dopracowania i wysublimowanych kompozycji Can, a jednocześnie to nieokrzesanie nie przekłada się na tak dzikie i awangardowe brzmienie jak w przypadku Fausta. Jedynie jednak przed tymi dwoma gigantami Amon Düül II musi się ukłonić, co nie jest wielką ujmą.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz