Amber: Koźlak
Krótka przerwa na sentymenty w serii piw z BrewDoga z okazji stu ocenionych piw na blogu. Ten wpis jest dopiero dziewięćdziesiąty dziewiąty, ale sentymenty będą dwa. Całą ckliwą historię przedstawię w kolejnym, tutaj powiem krótko: oto pierwsze wypite przeze mnie piwo, które nie było koncernowym jasnym lagerem.
Opakowanie
Świetne, nietypowe; bogata w grawerunki butelka z nadrukowaną etykietą, dedykowany kapsel.
9,5/10
Barwa
Genialny, brązowo-rubinowy kolor.
5/5
Piana
Nie za wysoka, dość gęsta, jednak bardzo nietrwała.
2/5
Zapach
Ładny, cukierkowo-karmelowy aromat, trochę zbyt jednowymiarowy i za mało intensywny, w dodatku jakby okraszony diacetylem, ale dość przyjemny.
6,5/10
Smak
Na początku wydaje się, że będzie świetnie dzięki przyjemnemu połączeniu palonego słodu i karmelowości, ale szybko wychodzą wady: okrutna, mdła słodycz, niczym nie zbalansowana - goryczka dopiero po jakimś czasie staje się wyczuwalna, ale i tak znacznie za mała - sprawia, że pijalność jest na koszmarnie niskim poziomie, przebijają się nuty spirytusowe, piwo jest puste.
2,5/10
Tekstura
Sprawę pogarsza mdła gęstość i trochę za niskie wysycenie.
2/5
Gigantyczne rozczarowanie. Piwo nie jest fatalne, ale jego słodycz czyni je bardzo mało pijalnym. Nic mnie nie przekonało, by nie wylewać większości.
3.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz