Alfred Hitchcock: "Psychoza"
Rzadko kiedy określenie "klasyk" tak bardzo pasuje do jakiegoś filmu, jak pasuje mi do cudownej "Psychozy". W tym przypadku bowiem nie jest ono tylko pustym frazesem, lecz doskonale oddaje fakt zawierania się w tym obrazie kilku gigantycznych elementów, które (zasłużenie, co ważne) wwierciły się w historię kina nieusuwalnie. Zacznę od tego, który najbardziej mi chyba imponuje - postać Normana Batesa i odegranie tej roli przez Anthony'ego Perkinsa, coś, co za każdym razem zupełnie mnie obezwładnia. Niesamowicie naturalne i przyprawiające o dreszcze oddanie mieszaniny niezręczności, nieśmiałości, dziwactwa, w końcu psychopatii i obłędu. Dalej - klimatyczna jak diabli lokacja motelu na uboczu i starego domu na wzgórzu w pobliżu bagien. Jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii, która dała też jedną z najbardziej piorunujących czołówek (uwielbiam jej brutalność, wkroczenie z całą swoją grozą bez jakiegokolwiek przygotowania, ostrzeżenia). Kilka niezapomnianych scen, nie tylko ta pod prysznicem, ale choćby reakcja Batesa zaraz po niej, scena w piwnicy czy końcowe ujęcie. To tyle w kwestii klasyka, a do tego trzeba dołożyć parę innych rzeczy: całkowicie nieskazitelne, pełne smaku zdjęcia i montaż; multum pojedynków psychologicznych najpierw osaczonej Marion, a później osaczonego Batesa; studium paranoi złodzieja i studium psychozy mordercy; niesamowita atmosfera nocnej autostrady w deszczu i nocy w motelu na czele z rozmową w salonie z wypchanymi ptakami. Jasne, nie jest to jakieś dzieło natchnione, przez które nie moglibyśmy spać po nocach przez napływ metafizycznych refleksji i inspiracji, a po prostu kryminał, i to nieskomplikowany fabularnie - ale rany, jak doskonale zrobiony, jak wyrazisty i klimatyczny. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to ewentualnie gra obu głównych aktorek, mogłaby być bardziej błyskotliwa. Hitchock najostrzejszy i chyba Hitchock najlepszy.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz