AleBrowar: Naked Mummy
No, nareszcie. Choć gdy tylko w "moim" sklepie z piwem pojawia się produkt AleBrowaru (między innymi), z którym jeszcze nie miałem do czynienia, od razu do owej placówki handlowej pędzę na złamanie karku, ostatnio piłem piwo warzone w Gościszewie cztery miesiące temu. Dziś w końcu dojechało do sklepu coś, czego jeszcze nie próbowałem - a nawet dwie takie rzeczy. Spóźnione o trzy tygodnie Naked Mummy i nowość sprzed tygodnia, Brown Foot. Na początek zobaczę, jak przedstawia się AleBrowarowa wersja pumpkin ale. Przypomnijmy, że Pintowa zdecydowanie podbiła moje serce i często będę tu chyba czynił do niej odwołania.
Opakowanie
W odróżnieniu od wariacji na etykietach Pinty, które zawsze znajduję mniej więcej równie dobrze, postacie z etykiet AleBrowaru raz mi się podobają, raz nie. Ta niezbyt, chociaż ogólnie style etykiet AB całkiem lubię. Oczywiście pełny skład. A przeczytawszy go, dowiemy się, że lista przypraw znacząco różni się od tej w Dyniamicie. Jest imbir i cynamon, ale zamiast goździków i mchu irlandzkiego - ziele angielskie, wanilia i gałka muszkatołowa. Ziele i wanilia z definicji mi średnio tu pasują, ale zobaczymy. Płaczę trochę nad goździkami, ale może ich brak odsłoni więcej dyni. 45 IBU.
7/10
Barwa
Bursztynowe, dość wyraźnie zmętnione, po nalaniu wszystkiego już zupełnie, ładne i dobrze koresponduje ze stylem, dynamicznie ulatujący gaz.
4,5/5
Piana
Dość obfita, ale rzadka i dziurawa, już po chwili powstają dziury na tafli, a wkrótce znika do nędznych resztek.
2/5
Zapach
Przyprawy walczą o prym z nutami słodowymi i chmielowymi; wygrywa imbir, wydaje mi się, że wyczuwam również wanilię i cynamon, ale w umiarkowanym stopniu; domagałbym się minimalnie większej intensywności.
8/10
Smak
Znacząco się różni od zapachu, poza goryczką kompletnie zaczynają już rządzić przyprawy; wpada z impetem gałka muszkatołowa wraz z zielem angielskim, wspólnie przebijają nawet imbir; finisz jest arcyciekawy, wręcz pikantny, elektryzujący, jednocześnie bardzo świeży - pogłębia wspomnianą goryczkę, która dzięki pikantności wydaje się mocniejsza niż w rzeczywistości; bardzo smaczne, a jeszcze bardziej ciekawe niż smaczne; nut dyniowych nie stwierdziłem, choć może na siłę da się ich dopatrzyć.
8,5/10
Tekstura
Zdecydowanie za wysokie wysycenie, które przyczynia się do średniej pijalności.
2/5
Znacznie inne doznanie od Dyniamitu; łączy je tylko dominacja imbiru i kiepska piana. A poza tym - wersja Pinty jest w tym porównaniu gładka i zmierzająca w stronę słodyczy korzennego ciastka - Naked Mummy to zaś piwo pikantne, ostre, agresywne. W Dyniamicie nuty dyniowe były obecne, tutaj przyprawy zupełnie wzięły górę. Nie spodziewałem się, że ziele angielskie odegra istotną albo nawet jakąkolwiek rolę, a okazało się wręcz kluczowe, tworząc naprawdę niepowtarzalny finisz. Zapamiętuję to piwo lepiej niż oceniam, bo było bardzo ciekawe, nawet ciekawsze od Dyniamitu, który je notabene znacznie przebił. Nie było jednak aż tak wyśmienite i aromatyczne, a poza tym zniszczyły je inne parametry. Minimalnie pod Amber Boyem, kończy jako najgorsze pite przeze mnie dotąd piwo AleBrowaru, ale podkreślam - jest jednym z najciekawszych i gorąco polecam spróbować chociaż ten jeden raz.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz