Albert Ayler Quintet: "Spirits Rejoice"

1966

Ładne to i ciekawe, choć nieco rozczarowujące jak na Aylera pomiędzy Spiritual Unity a nagraniami z Greenwich Village, czyli, wydawałoby się, w szczycie formy. Interesujące deformacje żołnierskich, nowoorleańskich, prostych motywów, wygrywanie ich ekspresjonistycznie, jakby niechlujnie, a do tego Aylerowskie solówki, aczkolwiek po pierwsze trochę za dużo tego pierwszego, a za mało tego drugiego, a po drugie jest za tłoczno - poza liderem na dęciakach mamy jeszcze jego brata i Charlesa Taylera, którzy mają zdecydowanie mniejsze umiejętności, a dostają niewiele mniej miejsca dla siebie.


Tytułowy utwór to właśnie taki zdeformowany Nowy Orlean - proste, marszowe melodie jakby wyjęte ze źródeł jazzu, ale zagrane niedokładnie, niesymetrycznie, jakby po pijacku, stopniowo przechodzące w agresywne improwizacje w typowej charczącej manierze Aylera krótkich, wypluwanych fraz (gra tak nie tylko lider, ale i naśladujący go towarzysze), okolone jeszcze przez ekscentrycznie zachowującą się perkusję i dwa kontrabasy. Holy Family to średnio interesująca miniaturka, która jest już w całości wygrywaniem zdegenerowanego motywu nowoorleańskiego bez solówek. W D.C. jest mniej kolektywnego wygrywania żołnierskich motywów, a więcej solówek, jednak jest odczuwalne, że Charles Tyler, ani brat Ayler nie potrafią grać tak jak Ayler, choć próbują. W sumie lepsze od ich solówek jest tło perkusyjno-basowe. Angels to zdeformowana ballada, interesująca głównie przez niecodzienną w jazzie obecność klawesynu. Prophet to zbiór intensywnych improwizacji, któremu może brakuje jakiegoś szerszego zamysłu.


6.5/10

Komentarze