Akira Kurosawa: "Straż przyboczna"
Kurosawa w lżejszym wydaniu, bez cienia swojego standardowego patosu (chociaż można było z powodzeniem bez większych zmian skąpać ten scenariusz w wybitnie gęstym patetycznym sosie), komiczny, satyryczny, westernowy. Bohater, który byłby godnym rywalem w międzykontynentalnym pojedynku dla wcieleń Clinta Eastwooda, ze znakomitym polotem odegrany przez Toshiro Mifune (zabawny fakt - napisałem to przed obejrzeniem "Za garść dolarów"), zanurzony zostaje w przejaskrawionym, sugestywnym świecie niegodziwości. O ile scenariusz jest dobry, o tyle narracja odrobinę zawodzi - filmu nie ogląda się za szybko, a w przypadku czegoś takiego to dosyć istotne. Nie zawodzi natomiast aspekt wizualny, dla którego przede wszystkim trzeba to obejrzeć. Kurosawa wraz ze swoimi operatorami rzuca co rusz znakomite kadry, doskonale panując nad wielokrotnymi planami, choreografią postaci, symetrią, symbolizmem i scenografią. Jak nie jestem wielkim fanem patosu Kurosawy, tak trochę żałuje, że go tu zabrakło, bo w połączeniu z walorami wizualnymi mógłby dać jeden ze ściśle najlepszych filmów Japończyka.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz