Agnès Varda: "Cleo od piątej do siódmej"
Tak świetna praca kamery na czele z zabawą lustrami zasługuje na lepszą treść niż dość prosta, podszyta feminizmem konfrontacja piękna, młodości i próżności z brzydotą i śmiercią. Piękne, intensywne ujęcia, absolutnie wspaniałe oddanie uroku Paryża i zbliżenia twarzy, które byłyby fascynujące, gdyby na tych twarzach działo się coś więcej. Gra Corinne Marchand jest bowiem niestety taka jak jej postać - piękna, ale trochę za płytka, by poważnie zaciekawić, a jej towarzysze niespecjalnie starają się to naprawić. Przyjemne doznanie wizualne, ale przydałoby się coś na wyższym poziomie - historia, dialogi, postacie, aktorstwo, refleksja, cokolwiek - bo mimo to film nie przykuwa do ekranu, a nawet trochę się dłuży i w efekcie można poczuć, że spędziło się z Cléo faktycznie dwie godziny, a nie filmowe półtorej. Ostatecznie obraz na niezłym poziomie, ale robiący apetyt na dużo więcej i przez to nie w pełni satysfakcjonujący.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz