Immanuel Kant: "Krytyka praktycznego rozumu"

1788

Rozwiązanie trzeciej antynomii czystego rozumu, czyli pogodzenie determinizmu zjawisk z wolnością rzeczy samych w sobie, było dla mnie jednym z najbardziej problematycznych punktów "Krytyki czystego rozumu". Nie jestem w stanie w pełni zrozumieć tu Kanta, a nawet mam wrażenie, że nie chcąc tracić łączności swej myśli z dogmatami chrześcijaństwa, co niechybnie musiałoby nastąpić bez tego wybiegu, porzucił on na chwilę swoją surową ostrożność i zrobił jeden krok za daleko (nie zarzucam mu bynajmniej celowej przebiegłości, przypuszczam raczej, jakkolwiek buńczucznie by to nie zabrzmiało, błąd spowodowany swoistą presją psychologiczną). "Krytyka praktycznego rozumu" jest tymczasem wyrosła z tej koncepcji jak drzewo z korzeni. Czy więc lektura ta była dla mnie stratą czasu? Z kilku powodów ani trochę. Kant mnie bynajmniej do swojej koncepcji wolnej woli nie przekonał, ale po głębszej refleksji doszedłem do wniosku, że nie umiem jej się całkowicie przeciwstawić. To, co natomiast tutaj z niej wyprowadził, imperatyw kategoryczny i cały ten system moralności jako wypełniania obowiązku, trafia do mnie w dużej mierze na poziomie emocjonalnym czy może lepiej intuicyjnym. Etyka Kanta jest surowa i oschła, ale jednocześnie, paradoksalnie jest piękna, dumna, wzniosła i chyba bardzo wartościowa. Za słabym jestem na ten moment człowiekiem, by podążyć za tą etyką całym sobą (za słabym i za mało zgodnym z Kantem), ale zostałem co najmniej ukąszony ideą i kto wie, czy ta książka nie wywrze kiedyś wymiernego wpływu na moje życie. Tak sobie myślę, za co Kant bez wątpienia by mnie zgromił, że nawet wybiórcze zastosowanie w praktyce jego myśli może, używając jego słów, zbliżyć człowieka do najwyższego dobra.

Oczywiście porządek i klarowność przekazu sprawiają, że lektura tego tekstu jest czystą przyjemnością na poziomie ćwiczenia intelektualnego. Odczuwałem też rosnący szacunek dla autora za śmiałe wejście na pewien niewygodny teren. Jednym z pierwszych zagadnień filozoficznych, jakie w swoim życiu jako nastolatek podjąłem, nie znając jeszcze żadnych pism filozoficznych ani nawet chyba filozofów, nie wiedząc że dotykam kwestii roztrząsanej przez filozofię od tysiącleci, było zagadnienie wolnej woli. Wyszło mi mianowicie, że wbrew jakże powszechnej opinii coś takiego nie istnieje (oczywiście myśl tę wielokrotnie poddawałem krytyce i obecnie przyjmuję ją tylko warunkowo). Kantowi też tak wyszło, tylko że postanowił wolną wolę uratować za pomocą trudnej i moim zdaniem wątpliwie udanej abstrakcji. Szacunek należy mu się jednak za to, że nie bał się przyznać, iż bez tej abstrakcji wolna wola jest nie do uratowania, to znaczy że aż do Kanta była na straconej pozycji.

Krócej mówiąc, mimo że różnię się tu z autorem jeszcze silniej niż przy lekturze "Krytyki czystego rozumu", jest to pozycja wnosząca ducha i inspirująca do wielu, wielu, bardzo wielu rozważań. To być może zresztą znak, że ma się do czynienia z wielkim myślicielem - kłócąc się z nim i wątpiąc co rusz, nie mogąc oderwać umysłu od jego tekstu.


8.0/10

Komentarze