Św. Augustyn: "Wyznania"
400
Mogę przysiąc, że podszedłem do tej lektury z ciepłym sercem i otwartym umysłem. Niestety to już nie na moje barki. Augustyn mówi parę uniwersalnie mądrych rzeczy, wydaje się w miarę sympatyczną i dobrą osobą, a jakość literacka jak na datę powstania jest nawet zadziwiająca, jednak świątobliwy ton, ciągłe odnoszenie wszystkiego do Boga i sporo stanowisk, z którymi się nie zgadzam, uczyniło tę książkę dość dla mnie ciężkostrawną. Czułem się często, jakbym czytał prywatną korespondencję miłosną, w dodatku jednostronną – a więc czułem się znudzony i zemdlony. Jest jeszcze nieźle, dopóki Augustyn opisuje swoje młodzieńcze wątpliwości, niekiedy bardzo podobne do moich. Kiedy jednak autor nawraca się na całego i zamienia w zasuszonego nudziarza, który wypowiada wojenkę nawet przyjemnościom zmysłowym (zaliczając do nich nawet muzykę!) i zwyczajnej ciekawości świata, czyli dwóm rzeczom, które wybitnie sobie cenię, robi się naprawdę ciężkostrawnie (nic nie mam do takiej postawy, szanuję, ale wyśmienicie nie zależy mi na czytaniu o przeżyciach osób ją prezentujących, bo to dla mnie śmiertelnie nudne). W rozdziałach nawet mocno filozoficznych wciąż jest więcej teologii niż pełnoprawnej filozofii (a i nawet gdy udawało mi się z rzadka odessać od Biblii myśl Augustyna, nie robiła na mnie ogromnego wrażenia), zaś ostatni rozdział to już istna katorga. Nie liczyłem, delikatnie mówiąc, na lekturę mojego życia, ale i tak się zawiodłem.
Mogę przysiąc, że podszedłem do tej lektury z ciepłym sercem i otwartym umysłem. Niestety to już nie na moje barki. Augustyn mówi parę uniwersalnie mądrych rzeczy, wydaje się w miarę sympatyczną i dobrą osobą, a jakość literacka jak na datę powstania jest nawet zadziwiająca, jednak świątobliwy ton, ciągłe odnoszenie wszystkiego do Boga i sporo stanowisk, z którymi się nie zgadzam, uczyniło tę książkę dość dla mnie ciężkostrawną. Czułem się często, jakbym czytał prywatną korespondencję miłosną, w dodatku jednostronną – a więc czułem się znudzony i zemdlony. Jest jeszcze nieźle, dopóki Augustyn opisuje swoje młodzieńcze wątpliwości, niekiedy bardzo podobne do moich. Kiedy jednak autor nawraca się na całego i zamienia w zasuszonego nudziarza, który wypowiada wojenkę nawet przyjemnościom zmysłowym (zaliczając do nich nawet muzykę!) i zwyczajnej ciekawości świata, czyli dwóm rzeczom, które wybitnie sobie cenię, robi się naprawdę ciężkostrawnie (nic nie mam do takiej postawy, szanuję, ale wyśmienicie nie zależy mi na czytaniu o przeżyciach osób ją prezentujących, bo to dla mnie śmiertelnie nudne). W rozdziałach nawet mocno filozoficznych wciąż jest więcej teologii niż pełnoprawnej filozofii (a i nawet gdy udawało mi się z rzadka odessać od Biblii myśl Augustyna, nie robiła na mnie ogromnego wrażenia), zaś ostatni rozdział to już istna katorga. Nie liczyłem, delikatnie mówiąc, na lekturę mojego życia, ale i tak się zawiodłem.
4.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz