Johnnie Walker Platinum Label
Choć single malty mnie ekscytują nieporównywalnie bardziej niż blendy - nie że ideologicznie, po prostu z single maltami mam najlepsze doświadczenia - to do Johnniego Walkera zawsze wraca mi się z przyjemnością. Po pierwsze sentyment, bo Black Label był moją pierwszą whisky w życiu, whisky która mnie oczarowała i wprowadziła w trwający stan zakochania i do dziś jej butelka i jej smak wywołują bardzo gorące wspomnienia. Po drugie po prostu mam spory szacunek do tej marki - Black Label to bardzo solidna whisky na każdą okazję w świetnej cenie, a Green Label była już trunkiem naprawdę ciekawym (no i ubóstwiam design butelek i etykiet). Dzisiaj półeczka wyżej: Platinum Label, 18-letni blend, który wszedł na rynek w 2013 roku, czyli w trakcie moich początków zainteresowania destylatami. Jest droga, dzisiaj jeszcze droższa, niż kiedy kupowałem tę butelkę, i jestem prawie pewien, że jak to z drogimi blendami nie jest warta swojej ceny, ale mimo to cieszę się, że ją mam i zgłębię.
Posentymentalizowałem, a tu grube rozczarowanie. Nie oczekiwałem cudów, ale przy tym wieku i za tę cenę jednak oczekiwałem whisky i dużo ciekawszej, i dużo wyrazistszej. Jest trzy razy droższa niż Black Label, jest też lepsza, ale nie trzy razy, a bardziej 1,3 razy, o ile nie mniej. Mam wrażenie, że została zakrojona pod bogatych ludzi, którzy nie znają się kompletnie na whisky i szukają w niej głównie gładkości. Oczywiście to jest bardzo pozytywna, dobra, przyjemna whisky, ale w kontekście swojej ceny to porażka.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz