Johnnie Walker Platinum Label

szkocka blended whisky / 40%

Choć single malty mnie ekscytują nieporównywalnie bardziej niż blendy - nie że ideologicznie, po prostu z single maltami mam najlepsze doświadczenia - to do Johnniego Walkera zawsze wraca mi się z przyjemnością. Po pierwsze sentyment, bo Black Label był moją pierwszą whisky w życiu, whisky która mnie oczarowała i wprowadziła w trwający stan zakochania i do dziś jej butelka i jej smak wywołują bardzo gorące wspomnienia. Po drugie po prostu mam spory szacunek do tej marki - Black Label to bardzo solidna whisky na każdą okazję w świetnej cenie, a Green Label była już trunkiem naprawdę ciekawym (no i ubóstwiam design butelek i etykiet). Dzisiaj półeczka wyżej: Platinum Label, 18-letni blend, który wszedł na rynek w 2013 roku, czyli w trakcie moich początków zainteresowania destylatami. Jest droga, dzisiaj jeszcze droższa, niż kiedy kupowałem tę butelkę, i jestem prawie pewien, że jak to z drogimi blendami nie jest warta swojej ceny, ale mimo to cieszę się, że ją mam i zgłębię.




Głęboki bursztyn. Aromat jest dość powściągnięty, spokojny, łagodny, co nie znaczy że ubogi: nawet dość zróżnicowany i każde powąchanie jest trochę inne. Jest w niej sporo dymności, takiej bardziej nawet drzewnej niż torfowej czasem, bo stosunkowo łagodnej, ale czasami prawie jej nie ma i wchodzą bardziej nuty pomarańczy, kandyzowanych owoców, drewna, może tytoniu. Szału jakiegoś nie ma, ale bardzo przyjemny i subtelny zapach. Również w smaku bardzo grzeczna, łagodna, przystępna whisky. Jest tu ten charakterystyczny dla JW rys delikatnego dymu, takiego ledwo torfowego, jest przyjemna karmelowo-waniliowa słodycz i jest nieziemska łagodność przy przełknięciu, jakby miała z 30-35% raczej niż 40. Z jednej strony to fajne, z drugiej jednak drastycznie zbywa jej na intensywności i złożoności doznań.

Posentymentalizowałem, a tu grube rozczarowanie. Nie oczekiwałem cudów, ale przy tym wieku i za tę cenę jednak oczekiwałem whisky i dużo ciekawszej, i dużo wyrazistszej. Jest trzy razy droższa niż Black Label, jest też lepsza, ale nie trzy razy, a bardziej 1,3 razy, o ile nie mniej. Mam wrażenie, że została zakrojona pod bogatych ludzi, którzy nie znają się kompletnie na whisky i szukają w niej głównie gładkości. Oczywiście to jest bardzo pozytywna, dobra, przyjemna whisky, ale w kontekście swojej ceny to porażka.


7.0/10

Komentarze