Friedrich Wilhelm Joseph von Schelling: "Bruno, czyli o boskiej i naturalnej zasadzie rzeczy rozmowa"

1802

O ile lektura Fichtego, który podniecił się najbardziej mętnymi punktami Kanta i zaczął je rozdmuchiwać, była na swój sposób sympatyczną ciekawostką historiozoficzną (bo jednocześnie sporo z Kanta zrozumiał, przyswoił i dał tego żarliwe świadectwo, no i prowadził wywód w jakiś taki skromny sposób), o tyle Schelling jest już dla mnie zjawiskiem oburzającej zagłady. Jest zarazem niesamowite i przerażające, że myśl mogła w tak prostej linii, za pośrednictwem jednego ledwie ogniwa, nie tylko przejść od szlachetnego Kantowskiego krytycyzmu do fantazmatyczno-romantycznej spekulacji, ale wręcz zrobić to bez postawienia jawnej opozycji między pierwszym a drugim, lecz pozorując ciągłość i zgodność. W najgorszych momentach wygląda to mniej więcej tak, jakby autor zapożyczył sobie najbardziej spekulatywne i śmiałe myśli Platona, Plotyna, Bruna i Spinozy, nadał im pozór dokładności, obiektywności i wręcz ostrożności przyprawiając tymi moim zdaniem najmniej przekonującymi elementami filozofii Kanta (jak obrona wolnej woli i podział na kategorie), a następnie zalał swoją romantyczną z ducha gwałtownością wyobrażeń i skłonnością do wielkich, ale niewiele znaczących słów i porównań. Tak krótko po tym, jak Hume i Kant podjęli się oczyszczania filozoficznego bałaganu nagromadzonego przez stulecia, powstaje coś takiego, pozorując ponadto na scholastycznie precyzyjne, przez co Schelling łączy męczący, naładowany złożonymi pojęciami wywód z odklejeniem merytorycznym. Ma to katastrofalne skutki nie tylko dla dziejów (jednym z takich skutków był Hegel), ale też dla jakości lektury. 

Oceny nie wystawiam katastrofalnej, bo pierwsza część, dialog rozważający stosunek prawdy i piękna, jest całkiem niezłą i jeszcze nie fantasmagoryczną lekturą, a poza tym mam jakąś estetyczną bardziej niż filozoficzną słabość do przyrodniczego monizmu i podejrzewam, że jako człowieka mógłbym Schellinga polubić. To nie jest zresztą też tak, że był jakimś kretynem i pisał same bzdury, bo spora część wywodu zachowuje jednak pewną staranność i bywa błyskotliwa. Ale bardziej bolesnej filozoficznej książki jeszcze w całości nie przeczytałem.


3.5/10

Komentarze