Pinta & Flying Inn: Hazy Disco Pamplona
Pierwsze piwo z serii Hazy Disco tak mnie zachwyciło, że szybko sięgam po następne - podobno jeszcze lepsze. Kooperacja Pinty z The Flying Inn, browaru z hiszpańskiego Valladolid, zajęła miejsce w top 10 wszystkich piw Pinty na ratebeerze, co znaczy wiele, bardzo wiele. W zasypie poza jęczmieniem słód pszeniczny i płatki owsiane, wśród chmieli Citra, Galaxy i El Dorado, wszystkie bardzo lubię.
Totalnie mętne, jasne, wygląda jak świeżo wyciskany sok z jasnych pomarańczy; obłędna, gęsta, puszysta piana. Soczysty, świeży, niesamowicie owocowy aromat, będący połączeniem kwaśnych cytrusów z białymi owocami. Cytryny, grejpfruty, zwłaszcza białe grejpfruty, liczi, ananas, szczypta nafty, skórka pomarańczy - odlot. W smaku bardziej niż jego walory aromatyczne zdobywa mnie najpierw jego niezjednana gładkość, delikatność tekstury, aksamitność. Fajną też ma bazę słodową - jednocześnie wyrazistą, mięciutką, pełną, a jednocześnie lekką i zwiewną. Bardzo wysoka goryczka jak na NE, co mi bardzo odpowiada, chociaż co do szlachetności tej goryczki dałbym radę się przyczepić. Baardzo przyjemnie się pije, ale leciutko alkohol jednak wychodzi.
Leciutkie rozczarowanko, bo liczyłem na coś co najmniej na poziomie Midwesta, a jednak moim zdaniem jest to o dziwo piwo dwie półki niżej. Mimo wszystko ogromny szacun za tę goryczkę, która podchodzi pod West Coasta - może nie takiego mocno goryczkowego, ale takiego po prostu West Coasta. Brakuje mi tego strasznie.
Leciutkie rozczarowanko, bo liczyłem na coś co najmniej na poziomie Midwesta, a jednak moim zdaniem jest to o dziwo piwo dwie półki niżej. Mimo wszystko ogromny szacun za tę goryczkę, która podchodzi pod West Coasta - może nie takiego mocno goryczkowego, ale takiego po prostu West Coasta. Brakuje mi tego strasznie.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz