Ludwig van Beethoven: XXIII sonata fortepianowa "Appassionata"

1804-1806 / Op. 57 / wykonanie: Emil Gilels, 1974

Jak przesłuchałem tej sonaty, odniosłem wrażenie, że wszystko, co przed nią wyszło spod ręki Beethovena, nie było do końca poważne. Tutaj sprawy zaczynają przybierać ten na tyle niezręcznie gruby rozmiar, że czuję się trochę błazeńsko, że cokolwiek o tej muzyce piszę. W zasadzie to nawet są wcześniejsze dzieła tego kompozytora (dwa czy trzy), które nie trafiają do mnie jakoś znacznie słabiej, ale jednocześnie czuję ich obiektywną niższość wobec "Appassionaty".

Z emocjonalnego punktu widzenia Beethoven wypłynął na zupełnie nowe wody: to nie jest typowy romantyzm, ani w typie silnie skontrastowanych, burzliwych, opętanych emocji ani w typie melancholijnej zadumy; nie jest to też coś triumfalnie radosnego ani epickiego. Jest niepokojąco, wręcz opresyjnie, i jest to mało teatralne, raczej realne i właśnie jakoś tak "na poważnie". Beethoven,  który podobno niedawno wcześniej zaakceptował nieodwracalność postępującej utraty słuchu, nie straszy, tylko w precyzyjny i opanowany sposób mówi, jak jest. Spokój w tym utworze, czyli druga część, służy wyłącznie po to, by go brutalnie przerwać; radość wyrasta w spektakularnych transformacjach harmonii na bagnach mroku i nie ma w sobie absolutnie nic z sielanki i ostateczności, jest wręcz wymuszona siłą i czasem sama zaczyna niepokoić.

Być może, a właściwie to praktycznie na pewno ten efekt powagi uzyskany został między innymi przez to, że i formalnie jest właśnie poważniej, konkretniej; gdy pojawiają się fragmenty wirtuozerskie, to ma to bardzo silne uzasadnienie emocjonalne, a bardzo często Beethoven jest  wręcz ascetyczny. Wszystko się wysubtelniło, wariacji jest niby nieskończoność, ale często tkwią w głębokich szczegółach i na przeróżnych obszarach: harmonia też, melodia też, ale poza tym mnóstwo różnicowania dynamicznego, dziwnych zniekształceń rytmu, opuszczania tonów. Przy tym wszystkim jest to ciągle muzyka spektakularna, potężna, bywa nawet brutalna, ale w inny sposób niż dotychczasowy dorobek genialnego Niemca.

Piękne i naprawdę momentami zostawiające dreszcze na plecach.


9.0/10

Komentarze