Chick Webb: Ultimate Jazz Collections Vol. 7
Orkiestra Chicka Webba tworzyła jeden z bardziej akceptowalnych po latach swingowych uniwersów. Co prawda poza nielicznymi utworami jest to w większości taki swing powszedni - bardziej do tańczenia albo wrzucenia na oldskulowe tło niż do słuchania, prosty, nie za intensywny, nie zmieniający jakoś radykalnie ani historii muzyki, ani nawet historii swingu - ale nie ma tu ani jednego utworu, który popadałby w kabaretowość albo wychodził z (mimo wszystko) jazzu w ordynarny staroświecki pop. Jest melodyjnie, z nie najgorszym swingowym żarem, przyjemnie od początku do końca. Jest tu też jeden utwór na standardy nurtu wybitny - Harlem Congo ma intensywność godną bopu i naprawdę niezłe solówki, a jednocześnie jest esencjonalnie swingowy. Dla odmiany najpopularniejszy bodaj utwór orkiestry z Ellą Fitzgerald na mikrofonie, A-Tisket, A-Tasket, to akurat właśnie coś najbliższego pierdołowato-popowej mieliźnie i najgorszy kawałek z całej kompilacji.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz