Mario Bava: "Cani arrabbiati"

1974/1998

Świetny kryminał akcji, trzymający w żelaznym uścisku napięcia od pierwszych do ostatnich kadrów - ostry, konkretny, dosadny, brutalny, szybki, wciągający. Z prostym, ale jednocześnie genialnie błyskotliwym scenariuszem z jednej strony, z klaustrofobicznym kadrowaniem i dynamicznym montażem z drugiej. Zarazem jeden z filmów najsilniej w historii kina zanurzających w bezwzględnym kryminalnym brudzie, w świecie ludzi bez żadnych skrupułów. Jak na lata 70., w których powstawały nagrania, które dopiero w 1998 roku doczekały się produkcji, jest wręcz pod tym względem niewyobrażalnie brutalny. Co zabawne, chyba tylko film o identycznym w polskim przekładzie tytule, Wściekłe Psy Tarantino, przychodzi mi do głowy jako porównywalny pod tym względem. Dzieło Bavy jest zresztą w dużym stopniu proto-Tarantinowskie.

Dwie rzeczy go ściągają w dół - jednym jest oczywiście efekt tego, że nie był dokończony przez reżysera i momentami widać w nim brak szlifu, po prostu niedopracowanie i niekonsystentny styl. Być może nawet bardziej przeszkadza mi jednak nadmierna ilość czasu poświęcona na kontemplacji prymitywnego zachowania dwóch tępych, w nieciekawy sposób zboczonych, nadmiernie egzaltowanych zbirów, którzy akurat przy najlepszych tego typu filmowych maniakach wypadają raczej żenująco. To drugie zresztą też może być częścią pierwszego - być może Bava nie dopuściłby do tak wysokiej liczby ujęć z nimi. Ogólnie aktorsko jest ambiwalentnie: Maurice Poli jest bardzo dobry, Riccardo Cucciolla niczego sobie, ale cała reszta słabiutka. Trochę zmarnowany potencjał, ale mimo wszystko cieszę się, że ktoś pod koniec tysiąclecia postanowił dać mu życie.


6.5/10

Komentarze