Giacomo Puccini: "Turandot"

1924 / wykonanie: Sutherland, Pavarotti, Caballe, Ghiaurov, Krause, Pears, John Alldis Choir, London Philharmonic Orchestra, Zubin Mehta, 1973

Pod koniec życia Pucciniego doszło do kumulacji co najmniej trzech czynników, które pozwoliły na powstanie Turandot, jednej z najlepszych romantycznych oper w historii, wyznaczającej, jak sądzę, ostateczny finisz epoki wielkich włoskich oper.

Jednym z tych czynników był fakt, że Puccini w siódmej dekadzie życia pozostał Puccinim, to znaczy kompozytorem z wybitnym talentem do tworzenia angażujących, melodyjnych, łatwo przyswajalnych oper: do budowania emocji, dramatycznych klimaksów, chwytających za serce i ucho arii i tak dalej. Drugim był z kolei fakt, że Puccini się postarzał i cały ten arsenał spektakularnych kompozytorskich technik, który w wielu wcześniejszych dziełach kończył się muzyką wprawdzie intensywną, ale niewyrafinowaną, stał się wysubtelniony, dojrzalszy, bardziej rozsądny. Trzecim zaś, wynikającym zapewne pośrednio z drugiego, czyli z faktu, że Puccini wkraczał już w zimę życia, jest decyzja o wyjściu poza swoją romantyczną, konserwatywną bańkę i zaczerpnięcia z harmonicznego dorobku kompozytorów tak od siebie odległych jak Debussy i Schoenberg.

Krótko mówiąc, wyszła opera zachowująca walory wcześniejszych dzieł Pucciniego, ale zaprezentowane w bardziej subtelny sposób, z pogłębionymi emocjami i z urozmaiceniem formalnym. Turandot nie tylko angażuje dramatyzmem i zachwyca wpadającymi w ucho melodiami, ale też za pomocą silnej chromatyki wprowadza gęstą, sugestywną, złowieszczą atmosferę miejsca akcji. Udane stylizacje na muzykę orientalną z użyciem skali pentatonicznych jeszcze silniej tę atmosferę urozmaicają. Jednocześnie w romantycznej i widowiskowej warstwie, niezmiennie, Nessun dorma to faktycznie cudowny kawałek muzyki, a wcale nie jest tak, że nie ma tu żadnej konkurencji ze strony innych partii.

To rzecz jasna ciągle jest muzyka Pucciniego, a nie jakiegoś geniusza muzycznego, rzecz jasna jest nawet ze swoimi śmiałymi zapożyczeniami bardzo wsteczna jak na 1924 rok i rzecz jasna nie obyło się tu bez paru fragmentów miałkich, ale jak na romantyczną operę włoską to mimo wszystko jest coś na kształt arcydzieła.



8.0/10

Komentarze