Pinta Deli Store #1
Moje pierwsze podejście do bardzo modnego ostatnio stylu pastry sour, co do którego jestem bardzo sceptyczny, ale że ufam Pincie, to próbuję. Bardzo nisko odfermentowane jasne piwo z dodatkiem laktozy, wanilii i całej plejady barwnych owoców.
Gęste i pomarańczowe jak sok z mango. Piana dość obfita, ale kiepskiej jakości. Pachnie przede wszystkim owocowo: na pierwszym planie chyba jednak mango, banan wnosi charakterystyczną słodycz, sporo marakui, chyba najmniej ananasa, ale wszystko obecne; czuć też wanilię i słodycz od laktozy. Fajna multiwitamina z waniliowym akcentem. W smaku nawet bardziej piwne niż się spodziewałem, są ewidentne nuty odzbożowe, i w sumie nie jest aż tak nieskończenie owocowe. W sumie nie jest też przesadnie słodkie ani kwaśne. Bardziej przypomina mi typowe owocowe piwo, tylko że z bardziej dosadnym dodatkiem owoców. Bardzo przyjemne, multiwitaminowe, gęste, ale odrobinę bez sensu - zdecydowanie mniej sokowe niż sok, pozbawione lekkości, bez jakiejś ciekawszej strony piwnej. Najciekawsza jest w nim konsystencja. Imponujące natomiast, jak totalnie ukryty jest alkohol.
Z dużej chmury mały deszcz. Bardzo przyjemne, ale jednocześnie ciut za mocno ordynarnie i prostolinijnie owocowe piwo. No jest smaczniutkie, ale nie wnosi za wiele w porównaniu do soków - może tylko to, że ma alkohol, którego nie czuć. W sam raz na jeden raz.
Z dużej chmury mały deszcz. Bardzo przyjemne, ale jednocześnie ciut za mocno ordynarnie i prostolinijnie owocowe piwo. No jest smaczniutkie, ale nie wnosi za wiele w porównaniu do soków - może tylko to, że ma alkohol, którego nie czuć. W sam raz na jeden raz.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz