Browar Stu Mostów & Amundsen: ART34
Raczej sceptycznie spoglądam na wszelkie piwa znakowane jako pastry, ale w czasach koronawirusa zapałałem chęcią wsparcia lokalnego browaru. Tak się składa, że z wrocławskich browarów tylko Browar Stu Mostów naprawdę mocno cenię, więc padło na niego, a to piwo było najciekawszym jeszcze przeze mnie nie pitym w sklepie, w którym byłem. Mamy tutaj stout imperialny na azocie z dodatkiem aromatów, prawdopodobnie, sernika i wanilii. Przyznam, że nie kupiłbym tego piwa, gdybym przyjrzał się etykiecie: Browar Stu Mostów oszalał i zamiast składu podaje tylko alergeny (czyli słód jęczmienny i laktozę), co w przypadku piwa, które ewidentnie jest wyposażone w aromaty, jest karygodne. No, jak już ponarzekałem, to liczę na coś pysznego. Piwo jest kooperacją z norweskim Amundsen Bryggeri z Oslo.
Szczerze to sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Przez całą degustację mieszały się we mnie skrajnie odmienne myśli: a to że piwo bazowe jest super, a to że jednak wcale nie, bo nie takie pełne i dość alkoholowe; a to że te aromaty są paskudnie sztuczne, a to że w sumie to nawet fajną robotę robią. Konkluzja jest prosta i następująca: aromaty to nie moja bajka. Nie jestem w stanie przez nie nawet zdefiniować pitego piwa, pozostawiają mnie zbyt rozdartym. I to wcale nie ideologicznie: po prostu ta niby-fajność, a jednak sztuczność powoduje we mnie dysonans organoleptyczny. Ten zaś zabija dla mnie magię piwa i już. Generalnie to jest dobre piwo, fajne, efektowne, wyraziste, przyjemne i tak dalej, ale pozostawia we mnie wręcz taką chęć na jakieś bardzo piwne piwo, jakiegoś koźlaka, hellesa, bittera, schwarzbiera.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz