Pinta: Oh, Honey...!
Spóźniłem się na szał na braggoty. Ten wyjątkowy styl piwa, będący w gruncie rzeczy połączeniem piwa i miodu pitnego, przeżywał swój rozkwit jakieś dwa lata temu, a obecnie nie słyszy się zbyt często o nowych braggotach na rynku. Ja swój pierwszy wypiję dopiero dziś, nie licząc jakiejś próbki na którymś festiwalu, której prawie nie pamiętam. Od razu jest to braggot leżakowany w beczce po bourbonie, więc w gruncie rzeczy połączone siły trzech zupełnie różnych od siebie światów alkoholowych. Również pod względem producenckim to połączenie sił, i to nawet pięciu: Pinty jako głównego twórcy, legendarnej amerykańskiej miodosytni Superstition jako kooperanta koncepcyjnego, nieokreślonej polskiej miodosytni z Pojezierza Mazurskiego jako producenta użytego miodu (wrzosowego), Browaru Łańcut jako wykonawcy technicznego i w końcu destylarni Woodford Reserve z Kentucky, która wydestylowała bourbon, po którym jest beczka. No dość wyjątkową butelkę mam przed sobą.
Super sprawa, wielkie brawa dla Pinty po raz któryśdziesiąty. Piwo tak potężne siłą mocnego piwa i miodu pitnego, że nawet beczka po bourbonie zeszła na drugi plan, co zazwyczaj się właściwie nie dzieje. Mam nadzieję, że ustrzelę jeszcze trochę braggotów, podoba mi się ten styl.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz