Maltgarden: Gate No. 2
Gate No. 1 weszło na moje życiowe podium polskich piw, więc ciężko byłoby mi nie sięgnąć po Gate No. 2. Zwłaszcza że to okazja, by po raz pierwszy w życiu wypić piwo leżakowane w beczce po grappie. I kto wie, czy nie ostatni, bo to dość ekscentryczny pomysł, a i grappa zazwyczaj w beczkach chyba nie leżakuje.
Czarne, z ciemnobrązową obwódką. Piany praktycznie nie ma. Zapach ciężki, intensywny, z wyraźną rolą beczki i to wyraźnie grappowej. Więcej jest co prawda stoutu imperialnego - bardzo gorzka czekolada, prawie czyste kakao, trochę kawy, palone zboże, mocno przypieczony spód od ciasta. Grappa wprowadza taki cierpkawy, pestkowy, surowo-owocowy i destylatowy sznyt. Gdzieś w tle nuta gryczanego miodu. W smaku więcej charakteru beczki, dalej pestkowej i cierpkawej, a jednocześnie dorodny, mocny, nawet ciut brutalny, mocno palony stout, bez większych przebłysków słodyczy. Bardzo dziwna kompozycja, ale złożona i przyjemna.
O ile jak na ten styl, jak na beczkę i jak na cenę to piwo nie jest satysfakcjonująco dobre, a do klasy Gate No. 1 to widać tu kilometry, o tyle Maltgarden ma u mnie spory szacunek za zrobienie czegoś naprawdę nowego, wyjątkowego w czasach tłuczenia piw owocowych, pastry stoutów i hazy IPA z kopiuj-wklej.
Komentarze
Prześlij komentarz