Cristian Mungiu: "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni"

2007

Pozornie dramat socjopsychologiczny, w praktyce jednocześnie trzymający w dość mocnym uścisku thriller psychologiczny, w dosadny sposób i bez zaangażowanego, bezpośredniego komentarza socjopolitycznego obrazujący piekło kobiet w krajach, w których nie jest obecna legalna aborcja, a jedynie jej jedyna faktyczna alternatywa - aborcja nielegalna. Reżyser-scenarzysta nie wszedł w głęboką, złożoną analizę problemu, skupiając się na naturalistycznym ukazaniu jego skutków. Przez większość czasu ten film jest apoteozą realizmu i naturalności, a jednocześnie potrafi być bardzo angażujący każdą swoją sceną dzięki znakomitemu budowaniu napięcia. Na jedno i drugie pozwalają naturalne dialogi, dobre aktorstwo, pozbawiona artyzmu lecz niepozbawiona kunsztu kinematografia i bardzo sugestywna stylizacja Rumunii (czy też dowolnego kraju komunistycznego) w schyłkowej fazie komunizmu.

Co ważne, albo nawet ważniejsze, bo do tego momentu mamy do czynienia z empatycznym i wartościowym, ale jeszcze nie za dużym kinem, na ostatnie kilkanaście minut wznosi się ponad swoją kontemplację realizmu i dość spektakularnie wjeżdża na teren realizmu magicznego (przy czym mówimy, inaczej niż zwykle w tym przypadku, o magii zdecydowanie czarnej). Pojawia się wówczas naprawdę świetny kawałek kinematografii oparty na poezji ciemności krótkimi momentami przywodzącą na myśl dzieła Beli Tarra, a wraz z tym kawałkiem nieśmiałe acz zgrabne romanse z transcendencją. Jeden z najlepszych filmów swojej dekady.


7.0/10

Komentarze