Elliott Carter: II kwartet smyczkowy

1959 / wykonanie: The Juilliard String Quartet, 1991

W porównaniu z pierwszym kwartetem Cartera to mocno uabstrakcyjnione dzieło. Już pierwszy był mocno abstrakcyjny, ale było tam jeszcze sporo treści, jak Schoenbergowskie powieściowe podejście do struktury horyzontalnej utworu czy wyeksponowana rytmika a la Strawiński. Tutaj można odnieść wrażenie, że nie liczy się już nic poza stosunkiem czterech głosów do siebie i do ciszy. Gra poszczególnych instrumentów wydaje się długimi fragmentami nieistotna w oderwaniu od pozostałych głosów - melodia, barwa, rytm, tempo nie mają znaczenia same w sobie, znaczenie ma tylko stosunek. Główną siłą utworu staje się w ten sposób dość ekscytujące budowanie i rozładowywanie napięć pomiędzy instrumentami, uzyskiwane przez rozszerzanie i zwężanie zachodzących między nimi kontrastów dynamicznych, rytmicznych, artykulacyjnych, agogicznych i tak dalej. Co więcej, jest jeszcze istotny stosunek poszczególnych fragmentów utworu do siebie, równie skontrastowanych co cztery partie instrumentalne: od prawie-ciszy do dysonansowych uścisków grozy. Jest to intelektualnie bardzo pobudzająca muzyka, może nawet ciekawsza i bardziej oryginalna od pierwszego kwartetu Cartera, natomiast emocjonalnie jednak trochę zbyt surowa, żeby nie powiedzieć spłaszczona, i zdecydowanie wolę poprzednika.


7.5/10

Komentarze