Krzysztof Zanussi: "Barwy ochronne"
Ten film uchodzi za sztandar nurtu "kina moralnego niepokoju" i paradoksalnie wybitnie mi do tak doniosłego określenia nie pasuje - w gruncie rzeczy to bardziej kino rozrywkowe, i to niezłe zresztą. No bo jeśli chodzi o moralność, to przesłanie tego filmu o bezwzględności rządzonego układami i różnie pojmowaną chęcią przetrwania świata można zamknąć w zdaniu, może trzech, i to też nie tak, że będą to zdania, których by ktoś już nie wypowiedział wiele razy dawno temu; a jeśli chodzi o niepokój, to w ogóle nie ma o czym mówić, bo Zanussi wali tym przesłaniem po oczach już po paru minutach i właściwie nie ma tu nic zupełnie podskórnego. Wszystko od początku do końca jest precyzyjnie rozpisane w dosłownych, niebawiących się w przesadne subtelności czy tajemniczość dialogach, które sypią się tu gęsto, nawet nieprzystojnie gęsto jak na kino z ambicjami. Ale, jak mówiłem, jest jeszcze wariant rozrywkowy - i tu "Barwy ochronne" wypadają już naprawdę dobrze. Wciągająca historia, wciągające dialogi dwóch głównych bohaterów, intensywny dynamizm fabularny, za pomocą którego oddano autentyczny i apetyczny obraz obozu uczelnianego i jego środowiska, dobra gra i dobra postać Zbigniewa Zapasiewicza, budowanie napięcia i zgrabna, elegancka, nawet jeśli odrobinę akademicka obróbka kinematograficzna. Czysta przyjemność, choć spodziewałem się czegoś innego.
Komentarze
Prześlij komentarz