Arshile Gorky: "The Liver is the Cock's Comb"
Jedno z najlepszych dzieł ekspresjonizmu abstrakcyjnego, jakie widziałem, jest dla mnie jednym z najlepszych w dużej mierze przez prowokacyjną rozgrywkę z tym nurtem malarstwa i odmowę jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście do niego przynależy.
O ile bowiem ekspresyjne jest istotnie prawie maksymalnie, o tyle jego abstrakcyjność jest już ambiwalentną kwestią, która staje się wręcz po części meta-tematem dzieła. Większość obrazów tego nurtu, przynajmniej tych najbardziej znanych, nie ma najmniejszej więzi z rzeczywistością, natomiast tutaj można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z abstrakcją wyłaniającą się z figuratywności, z przepoczwarzeniem się rzeczywistości w nierzeczywistość, z topnieniem ciał stałych, które zamieniają się w chaotyczną, niejednorodną mieszaninę, w której w danym momencie pozostały jeszcze bezładne resztki rzeczy. Intensywne użycie nieprzypadkowych, organicznych w pewnym stopniu kształtów, czasem nawet jawnie przypominających obiekty realne, terroryzuje percepcję odbiorcy i każe mu doszukiwać się tutaj figur, przedmiotów, postaci, wręcz fabuły i nie pozwala oderwać się od wrażenia, że ma do czynienia z jakąś sceną. Wysiłki są jednak próżne: zawsze okaże się, że odtworzenie figuratywnego pochodzenia - mimo że się je wyczuwa - jest już niemożliwe. Jest to ewidentnie zaczerpnięte z Picassa, tyle że Gorky ograniczył geometryzację, a rozwinął abstrakcję i zrobił to naprawdę zręcznie.
I chyba ten zabieg wzmacnia emocjonalny wydźwięk dzieła, który byłby mniej imponujący, gdyby operowało ono jedynie swoją główną bronią - barwą. Co by nie mówić o bardzo ożywczej rozgrywce między abstrakcją a figuratywnością, to jednak płótno Gorky'ego przyciąga przede wszystkim niesamowitą energią, zrodzoną przez swobodną, śmiałą, przemyślanie chaotyczną kolorystykę, zbudowaną licznymi sporymi plamami czystego koloru i kontrastowaniu ich ze sobą, nierzadko ostro czy wręcz sprzecznie, ze szczególną rolą różnych odcieni czerwieni. Wspomina się w inspiracjach Gorky'ego Cézanne'a, ja jednak, jeśli chodzi o barwę, widzę tu raczej kontynuację maniery Chagalla. Ma to też w niektórych miejscach sporo z późniejszego malarstwa Marka Rothko i do pewnego stopnia w podobny sposób komunikuje się z odbiorcą, mimo że dzieła Rothko są skupione, ascetyczne i medytacyjne, a obraz Gorky'ego dziki, nieokiełznany, wybujały i drapieżnie ekspresyjny; pierwsze bardziej uduchowione, drugi bardziej emocjonalne. Właściwie mniej chodzi o jakieś konkretne emocje, można ich odczytać tu wiele, a bardziej o ich burzliwość, nieopanowanie i intensywność jako takie. Tu i tu mamy wszak do czynienia z wielką energią, wyłuskiwaną z siły czystych barw i ich zestawień. Nie do końca rozumiem i nie do końca akceptuję abstrakcyjny ekspresjonizm, ale dzięki takim dziełom dużo bardziej.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz