Johann Sebastian Bach: "Ich habe genug"

1727 / BWV 82 / wykonanie: Peter Kooy, La Chapelle Royale, Philippe Herreweghe, 1991

Wokalne utwory Bacha mają niezwykle intensywną siłę rażenia - mistrz baroku często introspektywnego, intymnego, udowadnia w nich, że potrafił być też bezpośrednio ogromny, nie mniejszy niż mistrz tłustości Händel, a jednocześnie jest maksymalnie daleki od popadnięcia w pompę czczą i przesadzoną, co zdarzało się pomniejszym barokowym kompozytorom. Ta kantata, jedna z najsłynniejszych i moim zdaniem najlepszych w obszernym repertuarze kantat Bacha, może służyć za zgrabny przykład.

Bach stworzył emocje wielkie, majestatyczne i ekspansywne jak okręt prujący morskie fale, a jednocześnie uratował wiele ze swojego standardowego repertuaru: przepiękną fakturę oraz głębię i wciąż pewną intymność emocjonalną, jakimś sposobem obecne tu mimo tej całej bardzo barokowej grandiosity. Najpiękniejsza jest bez wątpienia pierwsza aria, w której tytułowe "mam już dość" otrzymuje potężny ładunek smutku, dumnej rezygnacji i świadectwa gotowości na śmierć - wyzwolenie od ziemskiego cierpienia - zatrzymując się na krok przed wyrazem tragizmu. Partia oboju jest perełką melodyczną samą w sobie, a jako kontrapunkt do partii wokalnej i z akompaniamentem małej orkiestry i basso continuo (zapewniający też brzmieniową głębię i rozpostarcie tej muzyki) to czysta rozkosz fakturalna. Schlummert ein, w której mamy "temat emocjonalny" bardzo podobny, ale wyrażony zupełnie inaczej, z dużą łagodnością i pogodnością, bez tak rozpasanej faktury, z większym skupieniem na przepięknie kojącej melodii.

Jeśli ma się czas na którąś pasję albo mszę Bacha, to wiadomo co wybrać, ale w innym przypadku Ich habe genug to właściwe miejsce na w miarę szybkie doznanie tego oblicza jego muzyki.


8.0/10

Komentarze