Kim Crawford: Sauvignon Blanc 2018
Po raz pierwszy w moich winiarskich podróżach docieram do Nowej Zelandii - kraju, który robi ostatnio małą furorę w branży, choć jeszcze niedawno w ogóle nie uprawiano tam winorośli. Najsłynniejszy region tego państwa - Marlborough, położone na północy Wyspy Południowej - który słynie z wyśmienitych butelek, jeszcze w latach 70. zeszłego stulecia wina nie produkował. Dziś jest dumą Nowej Zelandii i podobnie jak w całym tym kraju jego siłą numer jeden jest Sauvignon Blanc i generalnie wina białe. Mam więc przed sobą wino tak esencjonalnie nowozelandzkie, że bardziej się już nie da.
Bardzo jasne, klarowne. Niesamowicie intensywny, zdecydowany i zadziorny aromat o maksymalnie owocowym profilu: wspaniałe nuty marakui, agrestu, przejrzałych białych winogron, białego grejpfruta, kwaśnych gruszek; gdzieś w tle kwiaty i lekka mineralność, która dopełnia dzieła. Wzorcowy wręcz aromat białego wina o owocowym profilu. W smaku również bardzo pełne, intensywne, natomiast dzięki sporej kwaśności, lekkiej cierpkości, wytrawności i owocowemu charakterowi jednocześnie rześkie. Mineralności jest tu więcej niż w zapachu, stanowi już istotny element całości i przyjemnie uspokaja wino pod koniec łyku. O ile zapach jest bardzo transparentnie owocowy, o tyle w smaku jest już nieco bardziej powściągliwe i przekrojowe: nie mniej niż owoców jest tu minerałów i trawiastości, a jeszcze te dwie ostatnie rosną wraz z ogrzewaniem się wina. Pyszne, niebezpiecznie pijalne, dość złożone a zarazem lekkie.
Nowa Zelandia odczarowała dla mnie Sauvignon Blanc, szczep, który uważałem do tej pory za trochę monotonny i mało ciekawy. Wprawdzie to wino nie jest może jakimś apogeum złożoności, ale jest złożone, a jednocześnie tak nienormalnie pijalne, jak być może żadne inne wino jakie piłem, no może poza rieslingami znad Mozeli, które były jednak słabsze o trzy punkty procentowe alkoholu.
Komentarze
Prześlij komentarz