Mark Rothko: "Orange, Red, Yellow"

akryl na płótnie / 1961 / kolekcja prywatna

Nie pamiętam, czy zdałem sobie z tego sprawę jeszcze zanim zobaczyłem kilka jego obrazów na żywo, czy dopiero po tym, ale prawdopodobnie nie ma to znaczenia, bo o ile niemalże nie ma obrazów, które gorzej niż dzieła Marka Rothko znoszą transpozycję na medium monitora lub książki, o tyle nawet po tej transpozycji widać, o co chodzi, nawet jeśli mniej to czuć. Otóż w każdym razie zdałem sobie sprawę, że Rothko jest chyba najbardziej cenionym przeze mnie abstrakcjonistą. Zapewne dlatego, że był nim tylko technicznie, merytorycznie będąc bardziej treściwym artystą niż spora część malarzy technicznie figuratywnych, operując w dziedzinie niezmiennej w dobrej sztuce od stuleci: emocjami, atmosferami i ideami. I dlatego, że faktycznie mu się tej dziedziny udaje dotknąć. Mógłbym wybrać na potwierdzenie tego któreś z jego bardziej oczywistych dzieł, ale najbardziej lubię te, w których Rothko poprzez abstrakcyjną technikę próbuje wyrazić coś bardziej transcendentnego niż radość albo smutek. 

Jest tu dość oszczędnie nawet jak na Rothko. I harmonijnie. Najcieńszy najwyższy prostokąt, jakieś dwa i pół raza grubszy niższy i jeszcze jakieś kolejne dwa i pół raza grubszy jeszcze niższy. Gradacja barw nie jest tak oczywista i równomierna: na pierwszy rzut oka dwa prostokąty pomarańczowe i jeden brudnożółty, chociaż środkowy jest wyraźnie inny niż największy; minimalnie przybrudzony i przyżółcony, nie aż tak soczysty. Tak czy inaczej jest mnóstwo ładu, niewzruszoności, harmonii. To nie jest obraz nerwowy, nie jest romantyczny, nie jest burzliwy.


Zestawienie obok siebie stosunkowo pokrewnych barw, pomarańczowego i czerwonego, dało jednak piorunujący efekt kolorystyczny i od razu emocjonalny. Nie jestem specjalistą od teorii barw, ale wiem instynktownie, że to dzięki temu między innymi pomarańczowe prostokąty są tak niesamowicie intensywne i że nie byłyby, gdyby skontrastować je z czymś bardziej od nich odległym, na przykład zielenią albo niebieskim. Nie mniej ważny jest fakt, że pomarańczowe prostokąty rozlały się na czerwonym tle z wpływem na to ostatnie, przybierając krwistoczerwone, ciemne obwódki, będące tak naprawdę czwartym kolorem. Zresztą te płaty "pojedynczych" barw są u Rothko tak fascynująco niejednorodne, że głowa mała; to są płaskie plamy barwne tylko z definicji, w istocie są setkami niuansów i przez to żyją, pulsują, stają się wręcz spersonifikowane. A na tym płótnie jak na mało którym. Pomarańczowe prostokąty wybuchają, wydają głośne dźwięki, palą się i oddziałują na emocje.

Być może właśnie dlatego, że z jednej strony jest ten ład, może nie spokój, ale pewna statyczność, niewzruszoność z akcentem nadludzkiej wyższości, a z drugiej niesamowity żar, intensywność, spirytualny gigantyzm - odczuwam to płótno jako przesiąknięte nadludzką emocjonalnością, całkiem skuteczną artystyczną próbę wyobrażenia teofanii albo kontaktu z Kosmosem. Nie aż tak skuteczną jak arcydzieło Kubricka albo kilka dzieł muzycznych, ale trzeba pamiętać, że Rothko miał dużo oporniejsze do tego narzędzie. Tak czy inaczej moim zdaniem udało się uzyskać wydźwięk metafizyczny

Nieco zagadkowy jest brudnożółty, cienki prostokąt na samej górze. Jest dla mnie akcentem raczej minorowym, jest kaleki wobec większych prostokątów - wyblakły, przeszyty tłem, mały. Wprowadza nutę niepokoju, jak najbardziej na miejscu, jeśli mamy kontynuować kosmologiczną narrację. A zauważenie, że łatwo potraktować go jako gasnącą wersję poniższych (a i środkowy ma już coś z niego), może szybko poprowadzić do konkluzji, że artysta, zaczynając od transcendencji istnienia, przechodzi do transcendencji przemijalności.

Czas kończyć. Ale za to uwielbiam Rothko. Obraz tak ascetyczny, niefiguratywny, prosty i teoretycznie milczący może stać się przyczynkiem naprawdę skomplikowanych odczuć i daleko idących refleksji. Ostatecznie jednak najważniejsze jest tutaj bezpośrednie, indywidualne wrażenie emocjonalne, więc nie ma co przesadzać z gadaniem. Chyba że do siebie.

Raczej zawsze będę stawiał nawet najlepszą abstrakcję niżej niż najlepsze obrazy figuratywne, ale mógłbym spędzić trochę czasu przed tymi plamami, nawet jeśli są tylko na monitorze.


8.5/10

Komentarze