Igor Strawiński: "Pietruszka"

1911 / wykonanie: Columbia Symphony Orchestra, Igor Strawiński, 1960

Po ponad stu latach "Święto wiosny" zbiera prawie cały hajp, ale dwa lata młodsza "Pietruszka" miała już mnóstwo z tego, czym najsłynniejsze dzieło Strawińskiego oburzy paryską publiczność w 1913. "Pietruszka" nie oburzyła chyba tylko dlatego, że te nowatorskie rozwiązania formalne nie są aż tak zaakcentowane, a przede wszystkim atmosfera dzieła jest dużo łagodniejsza, pogodniejsza i komiczniejsza, w zasadzie burleskowa. Bo już ten balet jest niesamowicie nowoczesną, odbiegającą od całej dotychczasowej muzyki kompozycją z cudownymi zgrzytami formy, których przeciętny odbiorca nie mógł polubić nie tylko sto lat temu, ale nawet dziś - i prawdopodobnie nigdy nie polubi. Najzewnętrzniejszą powłoką dzieła udało się tu jeszcze widocznie Strawińskiemu zamydlić ludziom oczy.

Za niemal niepoważnym pół-baletem, pół-kabaretem kryją się "proto-postmodernistyczne" bachanalia muzyczne z obrazoburczą polirytmią, śmiałą politonalnością, neurotycznymi powtórzeniami, nieskończoną paletą brzmień, ciągle zmienną i często bardzo złożoną fakturą, ekstremalnymi kontrastami dynamiki, w efekcie groteskowo zestawianymi obok siebie emocjami i emocyjkami (bodaj najszczerszą jest dionizyjska radość życia). Asymetria jest tu chyba sztandarowym słowem, ale jest to właśnie asymetria, nie chaos, a właściwie jak to zwykle u tego neoklasycystycznego architekta kompozycji porządek i klarowność są w tej asymetrii nawet większe niż u kompozytorów z poprzednich stuleci. Poza tym, że przez te eksperymenty z rytmem, widowiskowy przebieg dzieła i barwny krajobraz dźwięków "Pietruszka" jest wprost hipnotyczna, to uwielbiam sposób, w jaki Strawiński potraktował orkiestrę - jako zbiór indywidualności i przemieszanych ze sobą grupek, czasem tylko zlewających się w jedną siłę.

Jeszcze jedno: mówiłem o burlesce, a zresztą oryginalnie balet był opatrzony takim słowem i faktycznie jest to dzieło nieskrępowane w swojej swawoli, komiczności, lekkości, widowiskowości. Nie jest błazeńskie, jeśli chodzi o formę to jest zawiłe i dość ciężkie, ale emocjonalnie bardzo lekkie, na pierwszy rzut oka niemal pozbawione jakiegokolwiek ciężaru (przy mocniejszym skupieniu nie jest już to takie oczywiste, ale wciąż nie ma porównania do większości muzyki poważnej). I jako takie może być majstersztykiem wszech czasów, bo jak się zastanowię nad muzyką na podobnym albo wyższym poziomie, to niezależnie od gatunku przychodzą mi do głowy same dzieła, w których  treść, to znaczy emocje lub atmosfera, są już naprawdę tłuściutkie.


9.0/10

Komentarze