D. A. Pennebaker: "Monterey Pop"

1968

Spodziewałem się nieco bardziej złożonego dokumentu o jednym z najważniejszych festiwali muzycznych wszech czasów, tymczasem dzieło Pennebakera jest niemal maksymalnie proste i ledwo może się zwać filmem dokumentalnym. To po prostu kompilacja krótkich fragmentów z koncertów najważniejszych i tych mniej ważnych wykonawców, przebita kompilacją twarzy, zachowań i ubiorów publiczności. W filmie pada dosłownie kilka zdań i nie są to zdania w żaden sposób interesujące: reżyser postanowił oddać głos rzeczywistości wizualnej. Cóż, film jest silny siłą tych występów (nieliczne z nich są naprawdę świetne, a zwłaszcza najbardziej oderwany od reszty festiwalu Ravi Shankar) i ogląda się go bardzo przyjemnie, również dzięki powiewowi polotu artystycznego w sposobie filmowania niektórych wykonawców (występ Otisa Reddinga to kawałek naprawdę porywającej kinematografii). Nie pozwala zrozumieć fenomenu, ale pozwala przynajmniej w jakimś stopniu poczuć atmosferę tamtego lata. Dla miłośników klimatów hippisowskich,  miłośników występujących tu wykonawców albo po prostu festiwali rockowych jest to pozycja obowiązkowa. Dla miłośników filmu - fakultatywna.


6.5/10

Komentarze