Johannes Brahms: "Ein deutsches Requiem"

1868 / wykonanie: Elisabeth Schwarzkopf, Dietrich Fischer-Dieskau, Philharmonia Orchestra, Philharmonia Chorus, Otto Klemperer

W trakcie skupionego odsłuchania tego masywnego requiem kłębiło mi się w głowie sporo myśli z dwóch różnych obozów. Obóz pierwszy stał na stanowisku, że to piękna muzyka, kunsztowna i bogata formalnie, wznosząca i kojąca emocjonalnie - no cóż, Brahms to Brahms. Drugi obóz to spostrzeżenia, że to nie jest ani Brahms, jakiego kocham, ani muzyka sakralna, jaką kocham. Że to prawda, że efektem jest kawał konkretnej muzy, bo Brahms to Brahms, bo te wszystkie kontrapunkty są przepyszne, bo te progresje harmoniczne i chromatyka są błyskotliwe i angażujące, bo w tych najtłustszych, najbardziej podniosłych i klimaksowych momentach słyszymy jedne z historycznych szczytów muzycznej grandeur (marsz pogrzebowy ze świetnej drugiej części to chyba numer jeden) - i tak dalej - ale że jakoś lepiej mi było nawet z pierwszymi młodzieńczymi sonatami fortepianowymi kompozytora i lepiej mi jest z co najmniej kilkoma mszami żałobnymi dużo mniejszych kompozytorów.

Brahms padł trochę ofiarą swojej ambicji i w moim odczuciu wykastrował to requiem z duchowości, mistycyzmu, z sacrum i z misterium, zastępując je atrakcyjnymi wprawdzie muzykalnie i emocjonalnie, ale już nie transcendentnymi duchowością teatralną, operową, zbyt pokazową, za mało płynącą z trzewi. Ma swój urok ten ociężały, powoli kroczący, masywny styl, w którym muzyka przypomina powoli osuwające się warstwy tektoniczne, ale przez niego wirtuozeria formalna Brahmsa jest nie tylko trudniej słyszalna, lecz też po prostu słabiej oddziałująca. No i są momenty, w których mnie Brahms tutaj zaczynał już usypiać, przede wszystkim partie solowe z przyległościami, bo w partiach chóralnych mimo ich powolności nie sposób narzekać na brak ekscytacji.

Pozornie skupiam się na krytyce bardzo dobrego utworu, ale mam nadzieję, że przemyciłem w powyższych zdaniach dość uzasadnień poniższej wysokiej oceny. Tak, to jest bardzo dobry utwór, po prostu nie jak na Brahmsa i nie jak na swoją renomę, a w takich przypadkach właśnie takie recenzje wychodzą.


7.5/10

Komentarze