Żar. Milczenie na dzikim zachodzie

Są we Wrocławiu osiedla, o których się nie mówi. Osiedla, na które w przybliżeniu nikt nigdy się nie wybrał, na których nikt nie ma znajomego, o których istnieniu nie wie znaczna większość osób nawet bardzo długo, jeśli nie całe życie we Wrocławiu mieszkających. Myślę, że niekwestionowanym królem takich osiedli jest Żar. Miejsce przecież na swój sposób wyjątkowe, bo będące najdalej wysuniętą na zachód częścią miasta i w pewnym sensie najbardziej skrajnym punktem, jako że Wrocław od centrum najmocniej rozciąga się właśnie na zachód. W pewnym sensie, bo w linii prostej od rynku nieco dalej jest jednak do Mokrej, odrobinę mniej wysuniętej na zachód, za to bardziej na północ.

Powodów, dla których większość mieszkańców nie wie i nigdy się nie dowie, że istnieje we Wrocławiu coś takiego jak Żar, jest kilka, a odległość od centrum jest najmniej istotnym. Po pierwsze, administracyjnie Żar jest dziś częścią ogromnego osiedla Leśnica. To jednak jeszcze nie załatwiłoby sprawy - częścią Leśnicy są też choćby Stabłowice czy Złotniki, już przecież rozpoznawalne wśród wrocławian jako osobne. Powodem najważniejszym jest chyba to, że Żaru prawie nie ma - w porównaniu z innymi podzespołami Leśnicy jest mały, a w dodatku składa się z pustych pól, garstki domów i właściwie niczego więcej.




Wewnętrznie Żar przylega do właściwej Leśnicy i do Ratynia, przy czym większość jego granic to granice zewnętrzne, granice całego miasta. Został przyłączony do Wrocławia prawie pół wieku po swoich dwóch wrocławskich sąsiadach, jako jedno z ostatnich osiedli - w 1973 roku. Historyczne informacje o Żarze są znikome. Wzmiankowany był jako osada po raz pierwszy w połowie XIV wieku, a w XV wieku była to już prywatna wieś folwarczna. Nigdy się przesadnie nie rozrosła, ale dorobiła własnej karczmy - Gasthaus Saara, od niemieckiej nazwy Żaru. W karczmie tej doszło do najważniejszego wydarzenia w historii wsi czy też osiedla - w 1757 roku, po zwycięskiej bitwie pod Lutynią przeciwko Austriakom, zatrzymał się tu sam Fryderyk II Wielki. Na cześć tego zdarzenia urządzono tu izbę pamięci poświęconą władcy, zniszczoną w 1945 roku. Zachowały się archiwalne zdjęcia z tego mikromuzeum.




Wraz z izbą pamięci zniknęła stąd ostatnia rzecz warta obejrzenia. Dziś najciekawszym punktem osiedla byłby zapewne kościół pod wezwaniem WNMP przy ul. Lutyńskiej, gdyby nie fakt, że to tylko błąd Google Maps i żadnego kościoła tam nie ma, nigdy nie było i raczej nigdy nie będzie. Najciekawszym zajęciem, jakiemu mogą się oddać mieszkańcy Żaru, jest zrobienie sobie przeglądu auta w stacji kontroli pojazdów - rzecz nie bez znaczenia, bo ciężko wyobrazić sobie życie tutaj bez samochodu. Choćby do najbliższego sklepu spożywczego są jakieś dwa kilometry drogi wąskim poboczem przy szybkiej i ruchliwej drodze. Straciłem tu nawet zasięg w komórce.




Skrajna outsiderskość Żaru jest zabawna, natomiast nie jest to miejsce nieprzyjemne. Garstka ludzi odnalazła tu widocznie swoje szczęście, bo pomiędzy starymi wiejskimi domami czy wręcz chatami, często zrujnowanymi, z zapadniętymi dachami czy odrapanymi do cegieł ścianami, wyrosło tu nie tak mało nowych domów, często ładnych i zadbanych. Wiejskiej sielance przeszkadza nieco intensywny szum z bardzo ruchliwej drogi krajowej 94 na Środę Śląską (i dla niektórych na Legnicę), ale jest tu relatywnie spokojnie i wyluzowanie.

Jeśli już musieć wybrać najbardziej interesującą rzecz na osiedlu, byłaby to chyba stacja transformatorowa - chyba w jakimś stopniu zabytkowa, bo z drewnianym szczytem.

Żar to (w pewnym sensie) najbardziej skrajne osiedle Wrocławia, chyba symboliczny szczyt szczegółowości wniknięcia w miasto. Żeby przyjechać je zwiedzić, trzeba raczej mieć w sobie choć trochę nienormalności, do czego gorąco zachęcam.

Komentarze