Edgar Degas: "Absynt"

olej na płótnie / 1876 / Musée d'Orsay, Paryż

Już od jakiegoś czasu uważam, że alkoholizm ma dużo mniej wspólnego z alkoholem, niż się powszechnie sądzi; że substancja jest tylko medium, poprzez które słaba lub nieszczęśliwa osobowość doprowadzona zostaje lub pozwala się doprowadzić do upadku, a bez którego osobowość ta prędzej czy później znalazłaby sobie inne ku temu medium, mniej lub bardziej drapieżne w skutkach. Rozumiał to chyba Degas - jego słynny obraz, choć zatytułowany Absynt i przedstawiający między innymi trochę absyntu, nie opowiada o sympatycznym ziołowym destylacie, ale raczej o ludzkiej nieszczęśliwości. I robi to dość spektakularnie, godząc liryzm z realizmem. Podkreślę tu cztery kwestie.

Znakomita w punkt jest kompozycja. Dzięki ustawieniu punktu obserwacji tuż za "dodatkowym", pustym stolikiem, niepotrzebnym do odmalowania sceny, patrzący na obraz ma wrażenie, jakby sam znajdował się w paryskim barze. Z kolei dzięki nienaturalnie podłużnym formacie płótna i jakby przypadkowym kadrze, ucinającym kawałek mężczyzny, za to zostawiającym sporo miejsca po stronie kobiety - odnosi się wrażenie, że to dyskretny rzut kątem oka przez palce. Punkt na korzyść realizmu.


Na korzyść zarówno liryzmu, jak i realizmu działa świetna, spontaniczna, swobodna technika Degasa, pozbawiona precyzyjnego rysunku czy wylizanej chromatyki. Spontaniczna gra pędzla, widoczna zwłaszcza na sukni i butach kobiety, na kielichu z absyntem, na firanach, na stołach czy na twarzy mężczyzny, skutkuje wrażeniem delikatnego drżenia każdego przedstawionego elementu, jakby malarz zatrzymał chwilę - chwilę w sensie bardzo krótkiego przedziału czasu, ale nie nieskończenie krótkiego, tj. nie punktu w czasie. To obraz właściwie ruchomy, co nadaje mu szlachetnego, nie prymitywnego realizmu i w odbiorze emocjonalnym jest bardzo liryczne.

Dla posępnej, przygnębiającej wręcz, dekadenckiej atmosfery kluczowa jest paleta barw - niemal monochromatyczna, tępa, szarobura. Jednocześnie spowita zielonkawą, mdłą poświatą, jakby emanowaną przez kielich absyntu. Ale kulminacja całego dzieła następuje jednak w sposób tradycyjny - na twarzach postaci, reprezentujących naprawdę wybitnie dwa typy nieszczęśliwości. Biernej, pełnej smutku przeradzającego się w pustkę, zrezygnowanej oraz aktywnej, nerwowej, pewnej złości, napięcia i bólu. Te dwie postacie zestawione razem skutkują uchwyceniem jeszcze jednego jakże częstego motywu w historii ludzkości - braku porozumienia i samotności we dwoje.

Gdyby Degas nie był takim miłośnikiem czegoś, co dla mnie z jakiegoś powodu jest wręcz odstręczające estetycznie, a mianowicie dziewczynek w strojach baletowych, i nie poświęcił malowaniu ich - tak na pierwszy rzut oka - tak gdzieś trzech czwartych swojej kariery, miałby potencjał na jednego z moich ulubieńszych malarzy.


8.5/10

Komentarze

  1. Samotność w obecności innych ludzi, oderwanie od otaczającego świata i moment słabości. Zmaganie się z własnymi problemami to jednocześnie czas głębszego poznania siebie, bez oczekiwań i ocen z zewnątrz. To też lekcja pokory i uświadomienia sobie, co naprawdę się liczy. Jeden obraz, a tyle myśli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Bez pewnych dawek samotności - tej jasnej i tej ciemnej - nie ma tożsamości.

      Usuń
  2. Zgadza się. Dopiero te dwa elementy razem (jasny i ciemny) składają się na pełny obraz człowieka. Degas znakomicie to pokazał, nie potrzeba wielkich gestów lub monumentalnych scen, by pokazać skomplikowanie ludzkiej natury, duszy. Wystarczy smutne spojrzenie, kieliszek, pusty stolik. Zdecydowane mistrzostwo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz