Apichatpong Weerasethakul: "Światło stulecia"

2006

Kawałek unikalnego kina, obdarzonego specyficznym, autorskim rytmem, wrażliwością, atmosferą i konstrukcją. Przyjemnie rozlewający się, nieśpieszny, statyczny, z konkretną fabułą albo nawet fabułami, ale maksymalnie "rozwieszonymi" na prostych, niewiele znaczących scenach zdających się zwykłym naśladowaniem rzeczywistości, tylko przedstawionych w bardzo ładnych kadrach. To mi w nim trochę przeszkadzało: nadmiar naturalizmu i wrażenie błahości, zbyt bliskie sąsiedztwo z arcyzwyczajnymi wycinkami życia; przegięta eteryczność treściowa, brak wagi. Mimo to jednak bardzo miło się płynie wraz z kolejnymi kadrami, a im bliżej końca, tym reżyser coraz mocniej roztrząsa logikę kolejności scen i wprowadza elementy delikatnego realizmu magicznego, robiąc to z dużą gracją. Skończyłem seans z poczuciem, że zaszyto w tym filmie coś niewidzialnego, co jest sukcesem twórcy. Mocny jest też efekt kontrastu lokacji pierwszej połowy z lokacjami drugiej, kontrast natury z cywilizacją. Ale jak na mój gust reżyser wszystko robi trochę za delikatnie i nieśmiało, żebym bliżej przyjrzał się jego innym dziełom. Może popełniam błąd.


6.5/10

Komentarze