Richard Wagner: "Tristan i Izolda"

1859 / wykonanie: Birgit Nilsson, Wolfgang Windgassen, Christa Ludwig, Martti Talvela, Eberhard Waechter, Chor und Orchester der Bayreuther Festspiele, Karl Böhm, 1966

Miejmy najpierw za sobą fundamentalne pytanie: czy Tristan i Izolda to najlepsza opera w historii? No, chyba tak. Wagner nie jest kandydatem na mojego ulubionego kompozytora, a opera jako taka nie jest kandydatką na moją ulubioną formę muzyki, więc może być tak, że moją ulubioną operą koniec końców będzie jakaś, która nie jest bardzo Wagnerowska i bardzo operowa. Ale nawet mając świadomość, że Tristan nie jest w pełni "mój", jestem bliski uklęknięcia przed nim. A jeśli jestem tego bliski w przypadku opery, to znaczy, że musi być potężnie imponująca.

Bo operowa forma i przesadna jak na mój gust masywność swoją drogą, ale dzieło Wagnera ma pewien prosty walor uniwersalny: miażdżącą, drapieżną, przyprawiającą o palpitacje serca intensywność emocjonalną i taki też dramatyzm. Wedle mojej wiedzy nieosiągnięte nigdy przed Wagnerem i nie za często osiąganą po Wagnerze. Kompozytor za pomocą nowego języka muzycznego dotarł nie tyle głębiej - bo przy Bachu czy Beethovenie Wagner jest duchowo wręcz płytki - co mocniej. Nie tylko do duszy i umysłu, ale do somatycznej, zwierzęcej istoty człowieka. 

Głównym motywem opery jest miłość i istotnie mamy tu jeden z najbardziej wymownych hymnów do miłości w historii sztuki, przy czym jest to miłość postrzegana co najmniej mrocznie. Osadzona w Schopenhauerowskiej teorii pragnień i pożądań jako źródła cierpienia, ma wiele wspólnego z cierpieniem właśnie, tęskni za wyzwalającą śmiercią, jej świat jest światem niepokoju, dramatyzmu, konwulsji i seksu. Mało jest równie erotycznych dzieł muzycznych, zwłaszcza sprzed XX wieku, co Tristan i Izolda. Najoczywistszym przykładem jest frenetyczny duet tytułowych bohaterów w drugim akcie, ale dla mnie już samo preludium jest niemal czysto erotyczną muzyką: niekończącym się dążeniem do wyładowania, które jednak nie następuje kolejny i kolejny raz, przez co napięcie stopniowo przybiera monstrualne rozmiary.

Jak to zostało osiągnięte? Za większość, jeśli nie zdecydowaną większość sukcesu odpowiada nowoczesny, przełomowy język harmoniczny Wagnera. Od pierwszych taktów kompozytor zakłada intensywne napięcie harmoniczne i nie rozładowuje go aż do taktów ostatnich - jesteśmy mniej lub bardziej trzymani w żelaznym uścisku przez prawie cztery godziny. Już od genialnego preludium jest to piekielna rozgrywka Wagnera, setki razy dającego złudzenie, że już teraz nastąpi powrót do toniki i rozładowanie tego olbrzymiego napięcia, ale w miejscu, w którym akord powinien dopełnić się w konsonansie, następuje początek kolejnego napiętego dysonansem akordu, przeważnie napiętego jeszcze bardziej. Sposób, w jaki Wagner to osiąga technicznie, jest fascynujący sam w sobie, w oderwaniu już nawet od emocji (gdyby dało się od nich oderwać). Tkwiąc w takim napięciu, łatwo już o hiperbolizację emocji, których eksplozje i gromy następują raz po raz, nie nudząc się i nie tracąc siły rażenia. Oczywiście ogromne znaczenie ma chromatyka Wagnera, nagięcie tradycyjnej tonalności do granic wytrzymałości, świat zapewne szokujących w połowie XIX wieku dysonansów, świat niezwykle barwny. Swoje robi gargantuiczny rozmiar i potencjał dynamiczny orkiestry Wagnera, przy której nawet Beethoven robi się z perspektywy czasu nieco cukierkowy brzmieniowo. Nie bez znaczenia jest też wyśmienite wykorzystanie przez kompozytora narzędzia leitmotivu, które nadaje dziełu potrzebnego szkieletu, bez którego wszystko to mogłoby się zapaść pod własnym ciężarem.

Przesłuchanie Tristana, jeśli się na nim naprawdę skupi, może być przeżyciem podobnym do transu. Ta muzyka nie jest wbrew pozorom zbyt narracyjna, a w jej strukturach można się bardzo łatwo pogubić. Przypomina gigantyczną, prącą naprzód falę dźwięków i emocji, z którą to falą dzięki skupieniu najlepiej dać się porwać. Wagner wynalazł naprawdę nowy, oryginalny i choć ogromnie wpływowy, to do dziś niepodrobiony w pełni sposób komunikacji z ludzką percepcją poprzez muzykę. Potężne monstrum.



9.5/10

Komentarze