George Lewis: "Homage to Charles Parker"
To zawsze niezwykle budujące słyszeć jazz z ostatniej ćwierci XX wieku, który jest jednocześnie bardzo dobry, świeży i nieoparty na agresywnym free, lecz przeciwnie, na konwencjach spokojnych, ascetycznych, mało gęstych. George Lewis zhołdował Charliego Parkera w sposób godny artysty, a więc nie grając muzyki Charliego Parkera ani nawet muzyki w stylu Parkera, lecz coś innego, co z Parkerem ma związek bardzo niebezpośredni. Są na tym albumie dwa różne od siebie utwory. Pierwszy, Blues, to jakby bluesowy bop w daleko posuniętej kubistycznej dekonstrukcji, z całkowicie rozbitym rytmem, z poszczególnymi instrumentami prowadzącymi niespieszną konwersację, momentami wręcz humorystyczną - może nie szalenie przyjemne, ale bardzo intrygujące, abstrakcyjne dzieło. Ale jeszcze lepszy jest utwór tytułowy, znakomite sprzężenie tradycyjnego jazzowego instrumentarium z ambientową elektroniką, który rozpoczyna się właściwie jak klimatyczny, enigmatyczny ambient, ale w międzyczasie przekształca w naprawdę przepiękny, spokojny, kojący spiritual jazz bez choćby grama wirtuozerii, za to z kilogramami uczuć. Słyszałem trochę albumów jazzowych na podobnym poziomie po 1979 roku, ale jednoznacznie lepszych niż ten - mogłoby mi wystarczyć palców u rąk do policzenia. Perełka konkretnych rozmiarów.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz