Max Frisch: "Biedermann i podpalacze"

1953-1960 / przekład: Sława Lisiecka

Drogą prymitywnych skojarzeń - skojarzeń językowych i epokowych - spodziewałem się po tym dramacie czegoś w stylu świetnych sztuk Brechta i Dürrenmatta. Skojarzenie nie było może głupie, bo Frisch był nawet przyjacielem, a później przeciwnikiem Dürrenmatta, a Biedermann i podpalacze mają w sobie coś z tych dwóch autorów, ale to jednak trochę co innego. Czarny komizm Frischa ma w sobie więcej absurdu i teatralnej efektowności, mniej kunsztu słownego i groteski eleganckiej; przypomina dramaty Dürrenmatta skrzywione wpływami teatru spod znaku Ionesco. Krótko mówiąc, podoba mi się dużo mniej, choć podejrzewam, że mógłby się podobać co najmniej na równi, gdybym go zobaczył na scenie, a nie na papierze. Nawet na papierze to jednak przyjemna i inteligentna farsa z paroma mistrzowskimi momentami satyry na mentalność konserwatywnego, bezpiecznego, zamożnego, współczesnego mieszczaństwa. Frisch świetnie buduje narastające stężenie absurdu sytuacji, ale że robi to nie tylko słowem, lecz i środkami trudnymi do oddania na piśmie, to na pewno lepiej trafić gdzieś na tę sztukę w teatrze niż ją czytać.



6.5/10

Komentarze