Arthur Schopenhauer: "O wolności ludzkiej woli"
1836 / przekład: Adam Stögbauer
Przez ostatnie półtora roku aż do dziś przeczytałem zaledwie trzy książki filozoficzne: kolejno Fichtego, Schellinga i Hegla. Te trzy nazwiska, a zwłaszcza dwa ostatnie, wyjaśniają od razu, czemu zaledwie trzy, a jak komuś nie wyjaśniają, niech spróbuje się za nie zabrać i sam zobaczy, czy będzie miał chęć na filozofię częściej niż raz na pół roku, czy raczej rzadziej. W końcu jednak uwolniłem się od nich i mogłem sięgnąć po Schopenhauera, co było dla mnie jak pierwszy powiew ciepłego, wonnego wiosennego powietrza po długiej, naznaczonej smogiem zimie.
Miałem z wielkim gdańszczaninem już do czynienia w przeszłości, gdy byłem filozoficznie jeszcze bardzo nieoczytany, między innymi za pośrednictwem tego właśnie dzieła, i zapamiętałem go bardzo pozytywnie. Nie pomyliłem się - znakomity był to myśliciel i już sama forma jego wywodu jest zbawienna po moich ostatnich przeżyciach z niemieckimi idealistami. Jego konkursowa rozprawa o wolności woli tchnie przejrzystością i uporządkowaniem myśli oraz znakomitą techniką ubierania tych myśli w zdania, przykłady, porównania i aluzje - dokładną, naukową, a jednocześnie nie oschłą. Jest to trochę jak synteza inteligencji Kanta i talentu literackiego naprawdę dobrego pisarza.
Ale przede wszystkim jest to świetna, niesamowicie aktualna i piękna książka pod względem treści. Zagadnienie wolności ludzkiej woli jest jednym z tych, od których zaczęła się moja "filozoficzna egzystencja". Pojawiło się w mojej głowie na długo przed przeczytaniem jakiejkolwiek filozoficznej książki, na długo przed uświadomieniem sobie, że stanąłem przed problemem natury filozoficznej (nie do końca zresztą jeszcze wiedząc, czym filozofia się właściwie zajmuje) i to roztrząsanym od setek lat. Z tego względu momentami miałem wrażenie, że Schopenhauer porusza temat oklepany, ale miałem też świadomość źródła tego wrażenia i jego mimo wszystko mylności. A nawet dla osoby, która się nad tematyką długo zastanawiała, a nawet która już raz to czytała, ta lektura jest co najmniej wybitnie ciekawa, bo mimo niewielkiej objętości sporo tu przepysznych niuansów.
Umknął mi natomiast przed laty, bo poruszałem się w tym wszystkim jeszcze po omacku i nie miałem za sobą dzieł Kanta, ostatni rozdział, za pomocą którego dziś Schopenhauer przybliża mnie do zrozumienia i zaakceptowania kantowskiego poglądu na wolną wolę - jednego z tych punktów, które u Kanta przekonały mnie najmniej. Bynajmniej go jeszcze w pełni nie rozumiem i nie akceptuję, ale Schopenhauer dał mi impuls, by temat ponownie sobie naświetlić. Być może przekonam się, że lubię Kanta jeszcze bardziej niż sądziłem.
Polskie wydanie zawiera jeszcze legendarną przedmowę Schopenhauera do połączonej publikacji tej rozprawy z inną, wysłaną na konkurs Duńskiej Akademii Królewskiej (ta była wysłana na konkurs Norweskiej AK). Przedmowa ta zawiera genialny, kwiecisty i merytoryczny jednocześnie diss na Akademię i na Hegla. Po lekturze Hegla mimo wszystko uważam go za odrobinę przesadzony, ale wciąż jest to coś przepysznego. A i wstęp tłumacza jest niczego sobie. Będę tę publikację polecał i pożyczał komu popadnie, zwłaszcza że nie potrzeba jakiegoś olbrzymiego wysiłku intelektualnego ani doświadczenia w filozofii, by z niej czerpać. Choć dla pełniejszego doznania warto jednak znać się z Kantem.
Komentarze
Prześlij komentarz