Zakrzów. Błogość rozpuszczalności

Granice Wrocławia mają na tyle nieregularny kształt, że trochę ciężko mówić o narożnych punktach tego miasta. Przynajmniej jednak północno-wschodni róg da się łatwo i intuicyjnie wyznaczyć, mimo że nie jest ani najbardziej północnym, ani najbardziej wschodnim jego punktem. 

To Zakrzów, dziś część bardzo rozległego osiedla administracyjnego Psie Pole-Zawidawie, granicząca z właściwym Psim Polem, Kłokoczycami, Pawłowicami i na bardzo krótkim odcinku Zgorzeliskiem. Do 1951 roku była to podwrocławska wieś z korzeniami co najmniej w połowie XIII wieku. Wieś, która w XIX wieku, pod nazwą Sacrau, z typowej wsi rolnej przekształciła się w miejsce o charakterze małomiasteczkowym i dorobiła między innymi sporego browaru, gorzelni i fabryki papieru, a także pewnej liczby ładnych domostw.


Dziś z tej bogatej jak na podwrocławską wieś przeszłości zostało niewiele - właściwie resztki, rozpuszczone w roztworze peerelowskiej zabudowy i nowoczesnych hal produkcyjnych. W przeciwieństwie do wielu ościennych osiedli Wrocławia Zakrzów nie jest miejscem jednorodnym i pełni całkiem sporo funkcji. Są tutaj pola uprawne, obszary zalesione, w tym kawałek mający faktycznie status lasu, stare osiedle domów jedno- i wielorodzinnych na terenie dawnej wsi, nowe osiedle bloków (głównie średniej wielkości, ale z domieszką kilkunastopoziomowych, co jest praktycznie bezprecedensowe dla rubieży miasta), wielkie zakłady produkcyjne (w tym zwłaszcza moloch Whirlpoola), w końcu trzeci największy cmentarz w mieście. Zakrzów nie jest miejscem zapomnianym pokroju Jerzmanowa, Widawy czy Marszowic: przeżył swojego rodzaju rozwój już za polskich czasów i ten rozwój pozbawił go archaicznego charakteru. Dziś sprawia dość żywotne wrażenie, mimo że to jedno z najbardziej oddalonych od centrum miejsc we Wrocławiu: jakby autonomicznego miasteczka. Ma dzięki temu przyjemna, błogą, zdystansowaną aurę bez bagażu zadupiastości (tzn. bez tego bagażu w samej atmosferze, bo zadupiem jednak jest i życie tu bez własnego samochodu musi przynajmniej bywać uciążliwe). Jednocześnie chętni mogą poszukać jakichś konkretnych, wyróżniających się, czasem zabytkowych punktów, choć nie ma ich za wiele.


Przyjmuje się za część Zakrzowa obszar tzw. Cmentarza Kiełczowskiego, oficjalnie Cmentarza na Psim Polu, sporej (choć młodej - założonej w 1996) nekropolii komunalnej, choć jest to na mapie taka wypustka, ledwo połączona z główną częścią osiedla. To rozległa, pełna otwartej przestrzeni i raczej pozbawiona klimatu placówka z widokiem na zakłady produkcyjne na północy. Jego estetykę dominuje spory budynek kaplicy cmentarnej i krematorium zarazem, średnio interesujący. Cmentarz przylega bezpośrednio do granicy Wrocławia, za którą znajduje się wieś Kiełczów, od której wziął nazwę potoczną.





Na dalekiej północy Zakrzów obejmuje swoimi granicami kawałek Lasu Zakrzowskiego, w większości położonego na terenie gminy Długołęka. Całkiem przyjemny, choć w części wrocławskiej nie ma tu za dużo miejsca do spaceru, a i bliskość ruchliwych dróg trochę przeszkadza - z punktu widzenia wrocławianina trochę bezużyteczny. Na spacer wybrałbym już raczej ścieżki biegnące poprzez pobliskie pola.






W jakimś stopniu interesujący wydał mi się tak zwany Nowy Zakrzów, czyli Osiedle Sobieskiego (w PRLu Osiedle Moskiewskie) - kompleks głównie kilkupiętrowych bloków z domieszką kilkunastopiętrowych - chyba największy taki kompleks aż tak oddalony od centrum miasta. Nie jest może niczym ładnym, ale silnie zazieleniony tchnie naprawdę miłą, wyluzowaną atmosferą.




W jego pobliżu stoi kościół św. Jana Apostoła z 1980 roku, który mógłby pokusić się o udział w konkursie na najbrzydszą świątynię Wrocławia. Jest jednocześnie brzydki i nijaki w niebagatelnym stopniu, co nie zdarza się aż tak często.


Najciekawszym obszarem osiedla jest mimo wszystko teren dawnej wsi, gdzie odnaleźć można trochę poniemieckich domów, stację kolejową (niestety bez żadnej zabudowy jak dawniej) i resztki poniemieckich obiektów przemysłowych, zwłaszcza fabryki papieru i browaru. Potężny komin tej pierwszej można dostrzec choćby stojąc na stacji kolejowej. Do browaru zdołałem podejść i ująć na zdjęciu jego nieco mniejszy komin i ciągle widoczny na szczycie fasady rok założenia - 1901 (to nie był pierwszy browar Zakrzowa).






Mimo że jest tu jak widać trochę konkretów, to jednak Zakrzów nie byłby za wysoko w rankingu wrocławskich osiedli pod względem stopnia ich atrakcyjności turystycznej, właściwie byłby wyśmienicie nisko. Prawdę mówiąc, brakuje mi w nim trochę czegoś, co byłoby naprawdę ładne, czegoś więcej niż skrawek lasu i pola. Ale na swój sposób wywarł na mnie pozytywne wrażenie.

Komentarze