Giuseppe Arcimboldo: "Cztery pory roku w jednej głowie"

1590 / olej na płótnie / National Gallery of Art, Waszyngton

Choć ciężko, mi przynajmniej, uważać twórczość Giuseppe Arcimboldo za jakąś wielką sztukę, to również ciężko odmówić mu, że był artystą naprawdę oryginalnym i myślącym wizjonersko, którego strata dla świata sztuki byłaby stratą ogromną, mimo że żaden jego obraz nie wspina się na ogromny poziom artystyczny. W czasach, gdy wszyscy malarze starali się imitować rzeczywistość w taki sposób, by wydawała się rzeczywistością, on postanowił w taki sam sposób imitować rzeczywistość, która jednak imituje inną rzeczywistość, ale już tak, by (ta ostatnia rzeczywistość) nie wydawała się rzeczywistością. Nie próbując ukryć sztuczności sztuki, lecz ją eksponując, celebrując i czyniąc z niej właściwy temat swoich dzieł.

Wybrałem ten obraz, mimo i dlatego, że jest dla twórczości Arcimboldo nietypowy. Mediolańczyk namalował co najmniej kilka zestawów czterech pór roku i zdecydowanie one przynoszą mu najwięcej sławy (choć świetna, bardziej oszczędna jest też seria profesji). Co najmniej raz zdarzyło mu się zaś namalować wszystkie cztery na jednym obrazie - na trzy lata przed  śmiercią (być może to nawet jego ostatni obraz). Nie w tym jednak leży jego główna wyjątkowość, a w tym, że drobiazgowa iluzoryczność, gęstość używanych rekwizytów na pozostałych dziełach, została tu mocno ograniczona. Postać jest jednolita, "ciało" stanowi odpowiadający zimie goły, zmurszały pniak z gałęziami, a wiosenne kwiaty, letnie kłosy i jesienne owoce są elementami ubioru, a zatem są rozłączne.


Poza tym, że obrazy Arcimboldo są śliczne, zabawne i dają dużo frajdy, to w przytłaczającej większości mają też pewien element niepokojący - podskórnie, ale wyraźnie. Są dość klimatyczne. Niepokój to normalna, wbudowana w ludzką percepcję reakcja na widok czegoś, co przypomina człowieka, ale jednocześnie wyraźnie człowiekiem nie jest. A ten obraz lubię szczególnie (poza tym że ma fajną, kontrastową paletę), bo najmocniej się bawi tą granicą - niby widzimy sztuczną "postać", tak naprawdę zbudowaną z elementów nieludzkich, ale z drugiej strony widzimy już nie owoce/przedmioty ułożone w takiej a nie innej konfiguracji, ale wyjątkowo, nierealnie ludzko wyglądający pniak, obwieszony przedmiotami. Już nie widzimy dziwnie ułożonych przedmiotów, a realnego, dość przerażającego drzewnego stwora. Przez co może być ze wszystkich dzieł malarza najbardziej klimatyczny.

Czyli udolna imitacja rzeczywistości nieudolnie imitującej rzeczywistość, a jednocześnie samej w sobie udolnie reprezentującej inną rzeczywistość. Artysta wchodzi zatem w tak wielowarstwową grę percepcyjną z odbiorcą, na jaką następni pozwolą sobie już chyba dopiero artyści wieku XX. Na tyle zawiłą, że można łatwo przypuszczać, że jest to efekt uboczny jego twórczości - może, ale wciąż wynikający z niemal genialnego błysku i oryginalności.


7.5/10

Komentarze