Joshua Oppenheimer: "Scena zbrodni"

2012

Jeden z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie powstały, i jeden z najważniejszych filmów w historii świata - nie w historii kina, a właśnie w historii świata. Absurdalny, niewiarygodny, głęboko mroczny i szokujący bez szczypty dramatyzmu. Szokująca nie jest wcale potworna historia Indonezji - zdążyłem już przywyknąć do politycznych ludobójstw i bezwzględnych morderców, jedno więcej przyjmuję ze spokojem. Dzieło Oppenheimera pozostawia wiele pytań, ale nie są to pytania o to, dlaczego w imię walki z urojonymi komunistami wymordowano ledwie pół wieku temu dwa setki tysięcy ludzi. Nawet nie o to, jakim sposobem ludzie bezpośrednio za to odpowiedzialni mogą nie mieć z tym żadnego problemu i prowadzić normalne życie. Pytania są raczej następujące: jak to się stało, że dopiero teraz się o tym dowiedziałem? Jak to jest możliwe, że czwarty najludniejszy kraj świata w XXI wieku otwarcie celebruje zbrodniarzy, którzy otwarcie celebrują swój sadyzm? Jak to jest możliwe, że rządzą nim gangsterzy i nikomu to specjalnie nie przeszkadza? Jak możliwa jest tak absurdalna moralność, a nawet nie moralność, a po prostu percepcja społeczna, w kraju, który daleki jest od statusu Korei Północnej, który ma pewnie stosunki handlowe z każdym zakątkiem świata i ściąga turystów z każdego zakątka świata? Nie zgroza ani smutek są największym efektem tego dzieła: jest nim poczucie absurdu. Nie poczułem szczególnie dużego obrzydzenia czy złości na morderców, bliżej było mi już do współczucia im w ich odczłowieczeniu, a prawdę mówiąc jako do istot jakby poza nawiasem moralności niewiele do nich poczułem. Byłem zszokowany, ale odkryciem, że świat potrafi być dziwniejszy niż myślałem.

Oceniam ten film jako film, z pozycji miłośnika sztuki, a jako taki nie jest czymś wybitnym - choć jest naprawdę dobry, inteligentnie zmontowany i podsycony ewidentną wrażliwością artystyczną reżysera. Sama koncepcja filmu dokumentalnego złożonego z nagrań pseudo-filmu jest niezła, groteskowe sceny tańca i śpiewu świetnie korespondują z mrocznym absurdem filmu. Czuję się wszak, jakbym wystawiał najbardziej bezsensowną ocenę ze wszystkich ocen, jakie wystawiłem filmom, książkom, albumom muzycznym i innym rzeczom. "Scena zbrodni" to nie jest tylko film, a wydarzenie historyczne. Nie jest potężnym dziełem sztuki, o ile w ogóle jest jej dziełem, jest potężny na swój własny, niemal zupełnie oderwany od filmowości sposób.


7.0/10

Komentarze